Kiedyś mój już nieżyjący wujek powiedział, że jesteśmy wyznawcami najokrutniejszej religii świata. Dlaczego? Bo musimy kochać swoich wrogów, a wrogów to on szczerze nienawidzi.
Tymczasem nie można być chrześcijaninem, nie kochając ich, a przynajmniej usilnie do tego nie dążąc. Jest też inna konsekwencja bycia chrześcijaninem – może nieco mniej wymagająca, ale też trudna – imperatyw przebaczenia i wiary w to, że człowiek po prostu może się zmienić. Że z największego upadku może się podnieść. Że przed każdym grzesznikiem otwarta jest droga do nawrócenia.
Miesiąc temu zatrudniłem w Telewizji Republika na stanowisku dyrektora programowego Witka Newelicza, który dwadzieścia lat temu był uzależniony od narkotyków i pod ich wpływem popełniał przestępstwa. Za swoje błędy odpokutował. Od tamtej pory przeszedł prawdziwą drogę nawrócenia, pokonał nałóg, zmienił się całkowicie – zaczął uczciwie pracować, a także pomagać innym wychodzić z ich nałogów i problemów życiowych. Jednak „Gazecie Wyborczej” najwyraźniej obca jest ta wiara w człowieka. Oni uważają, że zło jest ostateczne i dominujące. Oni nie wierzą w ludzi – my wierzymy. I to jest chyba największa różnica pomiędzy mną a Adamem Michnikiem.