Dzisiejszy program „Koniec Systemu” poświęcony był hodowli norek, a gośćmi Doroty Kani byli dziennikarze „Gazety Polskiej” - Wojciech Mucha i Jacek Liziniewicz. – Jak na dziennikarzy przystało – jeśli pojawia się jakiś temat w przestrzeni publicznej to sprawdzamy, czy warty jest zainteresowania. Ten temat jest warty o tyle, bo wiąże się z nim wiele kontrowersji, niedomówień, niedopowiedzeń. A przede wszystkim jest to co jest solą dziennikarstwa – wielki lobbing, wielkie pieniądze i polityczna gra o dużą stawkę – powody swojego zainteresowania branżą futrzarską zdradził Wojciech Mucha, dziennikarz „Gazety Polskiej”.
– Oczywiście wielu polityków jest bezpośrednio związanych z branżą futrzarską. Nie jest tajemnicą, że w trakcie poprzednich rządów, kiedy wielkie hodowle farm futerkowych znacznie się rozwinęły to działo się to pod parasolem urzędów kierowanych przez Platformę Obywatelską i PSL. Zresztą wielu polityków tych formacji brało udział i ma własne hodowle. Jednym z przykładów jest pan Rajmund Gąsiorek – dodaje Jacek Liziniewicz.
– To jeden z potentatów, jeśli chodzi o tę branżę. Również poseł Ajchler jest hodowcą, a jeśli nie jest to jego najbliższe otoczenie, mowa o rodzinie, się z tego utrzymuje. Jest wiele pytań i szkoda, że przedstawiciele branży futerkowej nie chcą się z nami spotkać. Jak to się stało, że hodowla norki amerykańskiej przeżywa swój rozkwit dopiero, gdy ten gatunek wykreślono z listy gatunków inwazyjnych? Stało się to w niejasnych okolicznościach, za rządów PO. W pierwszym tekście, który napisałem w połowie zeszłego roku wykazaliśmy, że senator PO Piotr Gruszczyński skutecznie się przyczynił do tego by norkę amerykańską wykreślić z listy gatunków inwazyjnych. Sam później przyznał się, że dostał od Rajmunda Gąsiorka 10 tys. zł na kampanię wyborczą. Zwykły, jeden poseł Ruchu Palikota, Andrzej Piątak był właścicielem fermy o wartości 2,5 mln złotych. To pokazuje, że politycy są uwikłani w tę branżę, ten lobbing jest skuteczny, jeśli się przyjrzymy w jaki sposób to funkcjonuje, to widać, że nie muszą już płacić na Platformę Obywatelską – uzupełnia Wojciech Mucha.
"Tej ustawie przyświeca myśl o ochronie przyrody"
Pozyskiwanie sponsorów na kampanię wyborczą jednak nie jest przestępstwem. Co stanowi więc problem?– Jest wiele przepisów, które w magiczny sposób się znalazły. Moim zdaniem dość powiedzieć, że absurdem jest to, że norka amerykańska jest uważana w Polsce za norkę tutejszą i nasz rodzimy gatunek. To samo w sobie jest absurdem, historia tego gatunku to dopiero XX wiek na naszym kontynencie. To jest clue tego problemu. Tej ustawie przyświeca myśl o ochronie przyrody. Mianowicie hodowli norek nie jest nikt w stanie zabezpieczyć, żeby te norki nie uciekały. One uciekając bardzo szybko adaptują się na wolności. Są o tyle biegłe w zabijaniu, że dziesiątkują populacje ptaków, szczególnie tych wodnych. Oczywiście hodowcy norek powiedzą, że im norki nie uciekają. Pytanie jest takie – skąd wzięły się trzy kolorowe norki w Parku Narodowym "Ujście Warty" – odpowiada Jacek Liziniewicz.
– Nie jesteśmy w stanie porozmawiać z hodowcami, musimy opierać się na informacjach, które oni sami publikują. Jako dziennikarzowi schlebia mi, że hodowcy nie przyszli ze względu na moją obecność. Gdyby pan Szczepan Wójcik uznawał, że nie znam się na tym temacie to by mnie zrównał z ziemią podając fakty, a fakty są takie, że niestety hodowcy zawyżają każde dane, które przedstawiają w przychylnych sobie mediach – począwszy od liczby zatrudnienia, poprzez liczbę ferm, po rzeczywisty udział branży w rynku, to ile zwierząt jest w Polsce – zakończył Wojciech Mucha.