- Władzy rośnie wtedy, kiedy nie ma konkurenta albo jest takie wrażenie, że go nie ma. Od czasu, kiedy Ewa Kopacz zabiła Platformę, a potem przejął ją Schetyna, było przekonanie, że Platforma ledwo żyje. Gdy publiczność obserwuje, że władza nie ma konkurenta, to wtedy dostaje premię. Grzegorz Schetyna grał o to, żeby wykończyć konkurencję po własnej stronie, przede wszystkim Nowoczesną, nie wchodził w różne „Wolność-Równość-Demokracja”, nie za bardzo łączył się z KOD-em, żeby odtworzyć dwubiegunowy podział, na którym zyska. Czekał, aż się doczekał - powiedział Stanisław Janecki z tygodnik "W Sieci". Obok niego, gośćmi "Saloniku politycznego" Rafała Ziemkiewicza byli Joanna Miziołek ("Wprost") oraz Łukasz Warzecha ("Do Rzeczy").
"Ta odległość pozwala na nawiązanie walki"
Rozmowa skupiła się na niedawnych sondażach, w których można dostrzec wyraźne zbliżenie Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości po wcześniejszym wyraźnym prowadzeniu partii rządzącej.
- Minął niedawno rok rządów i te sondaże nie powinny tak wyglądać. PO w swoich początkach przekraczał 40%. Dlaczego tak się stało? To ciekawa sprawa, ponieważ było tyle decyzji, które mogły doprowadzić do spadku sondaży. Z jednej strony PiS podejmował ryzykowne działania, takie jak np. reforma emerytalna, z drugiej - dał ludziom np. 500+. Nie uprawiał jak Tusk polityki ciepłej wody w kranie, tylko rzeczywiście coś zmieniał. Jedna błędna decyzja z punktu wizerunkowego, niepoparcie Tuska, spowodowała całą lawinę. To jest tak, że część umiarkowanych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości nie chciała awantury na zewnątrz - powiedziała Joanna Miziołek.
- Trzeba zauważyć, że w znacznym stopniu jest to spadek dla PiS niż wzrost poparcia dla Platformy. Główną rzeczą, która rzuca się w oczy to ta, że PO dobija Nowoczesną. Już widać, że przepływ jest bardzo wyraźny. To jest moim zdaniem główna sprawa, która pokazuje, która partia będzie największym przeciwnikiem PiS. Druga najważniejsza rzecz to ta, że ponieważ wszystkie sondaże pokazują, iż różnica między dwiema czołowymi partiami zmniejszyła się do 2-3 punktów to odległość, która pozwala na nawiązanie walki. Trzeba pamiętać, że z sondażami mogą się dziać różne rzeczy i nie jest powiedziane, że tak zostanie - zaznaczył Łukasz Warzecha.
- Ja bym spierał się, jeśli chodzi o przyczyny. Wydaje mi się, że awantura o Donalda Tuska mogła część elektoratu zrazić do PiS, ale przede wszystkim mogła wzmocnić Platformę i raczej chodzić by tu miało o osobisty spór Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. Moja teza jest taka: Tak jak w przypadku każdej partii, zbierają się różne drobne rzeczy, z których nie zdajemy sobie sprawy i „kropelka po kropelce” i to raczej ten efekt - dodał Warzecha.
Skutki polityki obsługiwania żelaznego elektoratu
- Przeglądałem te sondaże z kolegą, który zawodowo zajmuje się sondażami i mówi on, że PiS traci stosunkowo niewiele i ta strata w ogólnym wyniku pochodzi z tego, że bardzo wzrosła grupa, która deklaruje udział w wyborach. Ponieważ wzrosła próba, żelazny elektorat PiS stanowiący w małej próbie 35% w dużej stanowi 30%. W liczbach ten żelazny elektorat trwa. Polityka obsługiwania żelaznego elektoratu z pominięciem grupy ludzi niezaangażowanych, centrowych prowadzi do takiego efektu - stwierdził Rafał Ziemkiewicz.
- To też wynik sumy małych spraw, które denerwowały wyborców PiS, ale ostatecznie duża sprawa przelała czarę goryczy. Za dużo było tych spraw, które cały czas zaostrzały konflikt. Okazuje się, że mamy duży spór i ludzie myślą - chcemy wreszcie świętego spokoju. Zawsze po takiej władzy, która zarządza przez konflikt, jest oczekiwanie spokoju. Tak samo jak po władzy, która deklarowała spokój, brak reform, ludzie zachcieli aktywnej polityki, ale wydaje mi się, że ze strony Prawa i Sprawiedliwości to zbyt szybko się wypala, zbyt szybkie są to działania. To są te same błędy, które Jarosław Kaczyński popełnił w 2005 roku. Myśleliśmy wszyscy, że się nauczył, że będzie podchodził do wszystkiego spokojnie. On w wywiadzie dla „Do Rzeczy” powiedział, że musi być opozycją dla rządu i widzimy to teraz dokładnie, gdy krytykuje ministra Szyszkę, krytykuje działania Macierewicza do Misiewicza. Ludzie mogą odnieść wrażenie, że istnieje konflikt w samej partii rządzącej - podkreśliła Miziołek.
"Władzy rośnie, gdy nie ma konkurenta"
- Władzy rośnie wtedy, kiedy nie ma konkurenta albo jest takie wrażenie, że go nie ma. Od czasu, kiedy Ewa Kopacz zabiła Platformę, a potem przejął ją Schetyna, było przekonanie, że Platforma ledwo żyje. Gdy publiczność obserwuje, że władza nie ma konkurenta, to wtedy dostaje premię. Grzegorz Schetyna grał o to, żeby wykończyć konkurencję po własnej stronie, przede wszystkim Nowoczesną, nie wchodził w różne „Wolność-Równość-Demokracja”, nie za bardzo łączył się z KOD-em, żeby odtworzyć dwubiegunowy podział, na którym zyska. Czekał, aż się doczekał i te różnica, która przyrosła PO, zniknęła po stronie Nowoczesnej. Strategia Schetyny okazała się skuteczna - uznał Stanisław Janecki.
- Spadki PiS nie są takie straszne. Co przelało szalę? Ten sam czynnik, który zadziałał w 2007 r., czyli europejskie aspiracje. W listopadzie 2016 r. ostatni duży sondaż pokazał, że euroentuzjazm Polaków wyniósł 84%, najwyższy wynik w państwach członkowskich, który czyni z Polski kraj euroentuzjastyczny. Dlaczego to nawiązuje do 2007 r.? Donald Tusk zbudował wtedy narrację, że mamy aspiracje bycia Europejczykami, mamy osiągnięcia i aby powiększać aspiracje, należy iść w tę stronę. Polacy z powodu kompleksów i głodu europejskości wpisali się w to i wojna wokół Tuska przywróciła ten stan rzeczy - dodał Janecki.