– Będąc jeszcze posłem, Bronisław Komorowski podżegał płk. WSI Aleksandra L. do zdobycia aneksu do Raportu z likwidacji WSI. To działanie nielegalne, bo raport był objęty klauzulą "ściśle tajne" – powiedział w Telewizji Republika wiceszef PiS Antoni Macierewicz.
Prezydent Bronisław Komorowski zeznaje jako świadek w procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i b. oficera WSI płk. Aleksandra L., oskarżonych o płatną protekcję przy weryfikacji b. żołnierza WSI Leszka T. Rozprawa odbywa się w Pałacu Prezydenckim na prośbę kancelarii głowy państwa. Prawo dopuszcza takie sytuacje.
O co chodzi w aferze marszałkowej
Proces Sumlińskiego i L. – którym grozi do ośmiu lat więzienia – toczy się od 2011 r. i jest na końcowym etapie. Już na początku procesu wskazywano, że możliwe będzie złożenie zeznań przez prezydenta Komorowskiego, który zeznawał w śledztwie, będąc jeszcze marszałkiem Sejmu. Prezydent ma zeznawać na wniosek prokuratury, która dopisała go do listy świadków już w akcie oskarżenia, gdy nie był jeszcze głową państwa. Pierwotnie termin złożenia zeznań przez prezydenta był wyznaczony na wrzesień br., ale wtedy Komorowski przebywał z wizytą w Niemczech.
W grudniu 2009 r. Sumliński (który w wypowiedziach dla mediów występuje pod pełnym nazwiskiem) i L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się – w zamian za 200 tys. zł – załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany.
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Śledztwo trwało od grudnia 2007 r. W maju 2008 r. ABW przeszukała mieszkania członków Komisji Weryfikacyjnej WSI Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka.
Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w lipcu 2008 r. gdy sąd – po uwzględnieniu zażalenia prokuratury – zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Aresztowany był natomiast płk L.
Sumliński nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podawała, że przyczyną śmierci T. była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.
Kneblowanie ust Sumlińskiemu
Sumliński mówił na antenie TV Republika, że 12 grudnia dostał wezwanie, w którym napisano, że jeśli się nie stawi zostanie doprowadzony. – Przedłożono mi ok. 10 stron tekstu drobnym drugiem z informacjami dotyczącymi Bronisława Komorowskiego, o których nie mogę mówić, bo to złamanie tajemnicy państwowej – mówił.
– Będę więc pytał tylko o to, co wiąże się ze sprawą – mówił, wskazując, że pytania będą dotyczyły zeznań Komorowskiego, które zmieniał, totalnych rozbieżności między jego zeznaniami a zeznaniami innych osób. – Jeśli ktokolwiek miałby takie rozbieżności w zeznaniach już dawno siedziałby na ławie oskarżonych – ocenił Sumliński.
– Mam nadzieję, że nie będę miał kolejnego procesu, choć wydaje mi się, że do tego to zmierza, żeby pokazać, kogoś, kto ma całą masę procesów, to opinia publiczna może uwierzyć że to przestępca – stwierdził.
Co dziś zeznał Komorowski?
– Sekwencja wydarzeń robiła ogromne wrażenie – zeznał dziś prezydent. Powiedział, że w okresie zmiany władzy jesienią 2007 r. zjawił się u niego płk Aleksander L. i zaoferował dotarcie do aneksu z raportu weryfikacji WSI. – Pomyślałem, że to dziwne, bo przecież i tak dostęp jako marszałek Sejmu do aneksu mam – zeznał. Potem – jak mówił – zjawił się płk Leszek T., który poinformował, że ma nagrania wiążące się z korupcją wokół komisji weryfikacyjnej WSI.
– Nie pamiętam bym się zapoznawał z aneksem – oświadczył Komorowski. Podkreślił, że nie odczuwał potrzeby zapoznania się z dokumentem zbudowanym – jak mówił – głównie po to, by go zaatakować w sposób oderwany od prawdy za to, że głosował przeciw likwidacji WSI. – Podtrzymuję krytyczną opinię co do likwidacji WSI w taki sposób, w jaki zrobił to rząd PiS – powiedział prezydent.
– Nie chciałbym wnikać w motywy obu panów. Pana L. znałem jako oficera WSW i człowieka związanego z poprzednim systemem; byłem zdziwiony, że w ogóle przyszedł – zeznał prezydent. Dodał, że za swój "naturalny obowiązek" uznał poinformowanie o sprawie odpowiednich organów. – Pan Graś zasugerował, by sprawę przekazać ABW – dodał. – W tej sytuacji ABW przejęło T. w moim biurze poselskim; na tym mój udział w sprawie się skończył – oświadczył prezydent. Dodał, że nie pamięta więcej niż zeznał w prokuraturze; zeznania te podtrzymał.
Co na to Macierewicz, który przewodniczył Komisji Weryfikacyjnej WSI w 2007 r.?
– Pan Komorowski twierdzi, że nie pamięta dokładnie, kiedy przyszedł do niego L. powiedzieć mu o aneksie – mówi przysłuchujący się rozprawie Macierewicz.
– Tymczasem L. był u pana Komorowskiego w październiku 2007 r. Raport został przekazany ówczesnemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu przez Komisję Weryfikacyjną 5 listopada tamtego roku. Komorowski, nie będąc jeszcze marszałkiem Sejmu, a zwykłym posłem, nie miał uprawnień do wglądu do tego dokumentu, nie mógł mieć nawet na to nadziei, dlatego podżegał L., by ten zdobył dla niego, nielegalnie, najściślej wówczas strzeżony dokument – stwierdził wiceszef PiS.
WYSŁUCHAJ CAŁEJ WYPOWIEDZI ANTONIEGO MACIEREWICZA