Feministki zebrały się dziś przed budynkiem Sejmu, aby protestować przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej w Polsce. Nie da się ukryć, że obserwujący to widowisko wzięli udział w niezłej grotesce.
- W imieniu prokuratury generalnej patriarchatu i przenajświętszej, najwyższej władzy świętego oficjum ordo zygotarianis przedstawię zarzuty, a następnie odczytam akt oskarżenia. Oskarżone nie mają prawa głosu. Ulegając fałszywym przekonaniom szerzonym przez agendy międzynarodowe, takie jak ONZ, WHO, KE, UE, a także zapisom konstytucji RP, wszystkie treści szerzone niezgodne są z naszym ordo – mówiła w swoim przemówieniu Kazimiera Szczuka, ubrana w togę i czapkę z krzyżem na czole.
- Nie chcemy, żeby gwałcone dziewczynki były zmuszane do rodzenia – grzmiała inna uczestniczka feministycznego wiecu, aktorka Maja Ostaszewska.
Jednak nie tylko płomienne wystąpienia dodawały smaku protestowi feministek. Feeria transparentów z hasłami takimi jak „moje ciało – moja broszka”, „macice wyklęte”, „wolność kraju mierzy się wolnością kobiet” była równie cenną ozdobą wiecu. Wisienką na torcie był jednak pewien mężczyzna, trzymający w dłoni tablicę z napisem „wszyscy jesteśmy dziewuchami”.
- Nieczystość miesięczna wystąpiła u kobiet i dziewcząt w terminie niezgodnym z naszymi ustaleniami i niezatwierdzonym przez służby świętego oficjum – ciągnęła swoje „żartobliwe” przemówienie Szczuka.
I taki to dzisiaj groteskowy piknik zafundowały warszawianom feministki. Pierwsze czytanie projektu ustawy o całkowitym zakazie aborcji i odpowiedzialności karnej za jej dokonanie ma odbyć się w Sejmie już w nadchodzącym tygodniu.