- Wierzę, że znajdziemy porozumienie ze związkami zawodowymi nauczycieli i nie dojdzie do strajków podczas egzaminów kończących dany etap nauki. Dołożę wszelkich starań, aby do 10 lutego br. wraz z resortem finansów podpisać odpowiednie zobowiązania, które będą korzystne dla wszystkich stron – powiedziała „Codziennej” minister Anna Zalewska.
Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział niedawno, że albo nauczyciele dostaną tysiąc złotych podwyżki, albo w szkołach zostaną przeprowadzone strajki. Na jakim etapie są obecnie rozmowy?
W czwartek odbędzie się kolejne spotkanie z przedstawicielami związków zawodowych. Rząd Zjednoczonej Prawicy, odkąd objął władzę, podniósł wydatki na oświatę o ponad 6 mld zł. W 2017 r. zapowiadaliśmy zajęcie się tym problemem. Pierwsza podwyżka była w kwietniu 2018 r. Druga w styczniu 2019 r., a trzecia miała być na początku 2020 r., ale już zapowiedzieliśmy, że zostanie przyspieszona i będzie we wrześniu br. Łącznie nauczyciele otrzymają ponad 16 proc. podwyżki.
Jednak ZNP podkreśla, że jest to kropla w morzu potrzeb. Na swojej stronie internetowej opublikował informację, że MEN nie zabezpieczył w budżecie pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli.
Kiedy we wrześniu 2017 r. razem z premier Beatą Szydło ogłaszałyśmy te trzy transze podwyżek, również zarzucano nam, że obietnice są bez pokrycia, że jesteśmy niewiarygodne. Pokazałyśmy, że można. Do tej pory rząd spełnił wszystko, co zapowiedział. Ja sama wiele lat pracowałam w szkole i naprawdę zależy mi na poprawie warunków pracy w oświacie. Staram się to zrobić, ale nie można wszystkiego naprawić od razu. To jest skutek wielu lat zaniedbań. Proszę pamiętać, że ostatnia podwyżka dla nauczycieli była w 2012 r. Od tamtej pory nic się nie zmieniało, aż do momentu objęcia władzy przez Zjednoczoną Prawicę.
Jako minister edukacji narodowej jest Pani odpowiedzialna za płacę minimalną dla nauczycieli, jednak to samorządy podejmują ostateczną decyzją w sprawie kwoty pensji. Czy to jest dobry system?
Moim zdaniem nie. Przede wszystkim jest to niesprawiedliwy system, bo powoduje, że za tę samą pracę dwóch nauczycieli z różnych powiatów może otrzymywać drastycznie różne wynagrodzenie. Proszę sobie wyobrazić, że dodatek za wychowawstwo w jednym miejscu wynosi 20 zł, a w innym 450 zł. Na początku swojej kadencji mówiłam, że to rozwiązanie jest do zmiany. Podjęłam dwie próby: jedną dwa lata temu, a drugą w listopadzie ubiegłego roku. Za każdym razem słyszałam, że ani samorząd, ani związki nie są na to gotowe. Zdecydowałam, że teraz tym problemem zajmie się Instytut Badań Edukacyjnych, który jest naszym zapleczem eksperckim. Przed wakacjami opublikuje wyniki dotyczące tego, jak unormować te zarobki
Czytaj więcej w dzisiejszej "Codziennej".
Serdecznie polecamy środowe wydanie "Codziennej".
— GP Codziennie (@GPCodziennie) 29 stycznia 2019
Więcej na https://t.co/1HYRtWiDJA #GPC pic.twitter.com/8FKEto8nwR