Byli sędziowie Trybunału Konstytucyjnego zaprotestowali przeciw artykułowi „Gazety Polskiej” dotyczącemu sędziego Marka Safjana. Uznali, że przedstawia on „oszczercze treści” i doszukali się w nim „przestępczego szczucia”.
„To w sumie ciekawa demonstracja, jak sędziowie ci podchodzą do swoich, także zawodowych, obowiązków. W szczególności do obowiązku rzetelnego ustalania prawdy materialnej oraz udowodnienia komuś winy” – napisał dla portalu Niezalezna.pl Piotr Lisiewicz, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”.
„Rozumiem, że byłym sędziom nie spodobała się okładka »Gazety Polskiej«. To ich prawo. Ja z kolei bardzo się cieszę, że się im nie spodobała. Bo to ma być okładka, która spodoba się ofiarom patologii w wymiarze sprawiedliwości, a nie jej sprawcom oraz tym, co nie ruszyli palcem, by je zlikwidować” – zauważa Lisiewicz.
Autor artykułu napisał, że na okładce znajdują się „bezspornie prawdziwe informacje”. Wymienia wśród nich cztery stwierdzenia:
1. Ojciec sędziego Marka Safjana był funkcjonariuszem hitlerowskiego Grenzschutzu.
2. Był też współpracownikiem stalinowskiej Informacji Wojskowej.
3. Był również autorem scenariusza „Stawki większej niż życie”.
4. Marek Safjan uzasadniał wyrok TSUE dotyczący Polski.
Według Lisiewicza sędzia Safjan starał się udowodnić, iż nie jest członkiem żadnej wielopokoleniowej kasty, rządzącej polskimi sądami. „I nagle otrzymał dotkliwy cios: pod listem w jego obronie podpisali się np. sędzia Sławomira Wrońska-Jaśkiewicz od Kiszczaka, sędzia Ewa Łętowska od Jaruzelskiego, sędzia Mirosław Wyrzykowski w latach 1977–1979 pracownik Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW w Legionowie itp. Czyli ludzie umoczeni w komunizm zawołali gromko: Safjan jest nasz, zostawcie go! Tym samym potwierdzając przekaz Gazety Polskiej. Pozostaje nam tylko za to podziękować” – napisał autor artykułu.
Lisiewicz stawia zarzuty: „ani śmierć Michała Falzmanna, ani bezkarność przekrętów w esbeckich oligarchów w III RP, ani działalność mafii reprywatyzacyjnej i czyścicieli kamienic, wyrzucających ludzi z domu, nie pobudziła do moralnych wynurzeń naszych wrażliwców. Nie było w III RP widać tej wrażliwości na sądowych korytarzach, gdzie tłoczyły się ofiary różnych sitw, których nie stać było na adwokata. Zabrakło jej, gdy wielu zwykłych Polaków na podstawie opinii biegłych-patałachów trafiało przymusowo do szpitali psychiatrycznych. Nasi wrażliwcy obudzili się, gdy o jednym z nich, książątek postkomunistycznego bantustanu, ktoś odważył się napisać prawdę. Tacy to wrażliwcy” – podsumował.