- Lekarz podał pacjentce z demencją środki usypiające w kawie. W trakcie robienia zastrzyku kobieta się obudziła i prosiła o życie. Lekarz dokończył zabieg. Kobieta nie żyje. Komisja oceniająca eutanazję uznała, że czyn był… usprawiedliwiony, bo lekarz działał w dobrej wierze - pisze Tomasz Terlikowski.
Opis procedury, o jakiej mówimy przeraża. Otóż lekarz, nie informując o tym pacjentki, postanowił ją zabić (dla jej dobra, rzecz jasna). Swój pomysł urzeczywistniał konsekwentnie. Najpierw podał kobiecie środki nasenne w kawie, gdy usnęła zaczął wykonywać zastrzyk, który miał ją zabić. Pech chciał, że kobieta się obudziła i zaczęła prosić lekarza o życie, a nawet walczyć o życie. Ten jednak procedurę eutanazji dokończył.
Jakby tego było mało pacjentka wielokrotnie, także krótko przed śmiercią mówiła lekarzowi, że „nie chce umierać”. I to mimo iż on sam nie powiedział jej ani o chęci wykonania eutanazji, ani o tym, że w kawie poda jej środki nasenne. Wszystko zostało dokonane bez jej wiedzy i zgody, bowiem lekarz nie chciał „denerwować pacjentki”.
Komitet eutanazyjny uznał, że lekarz przekroczył linię, bowiem najpierw uśpił pacjentkę, a do tego nie przerwał procedury, gdy zaczęła ona protestować. Nie oznacza to jednak, że uznał, iż działanie lekarza było czymś złym. Co to, to nie. Jacob Kohnstamm, przewodniczący Komitetu uznał wprawdzie, że sprawa powinna trafić do sądu, ale nie po to, by ukarać lekarza-zabójcę, ale by ustanowić precedens prawny, dzięki któremu lekarze będą mogli spokojnie zabijać osoby z demencją, bez ich wiedzy i zgody, i to bez konsekwencji prawnych. - Nie chodzi o to, by karać lekarza, który działał w dobrej wierze, ale by prawnie zdefiniować jak powinien zachować się lekarz, gdy dochodzi do eutanazji osób z demencją - oznajmił Kohnstamm.
A teraz warto zatrzymać się na moment przy tej sprawie. Zacznijmy od ustalenia faktów.
- W tej sprawie nie mieliśmy do czynienia z eutanazją (i muszą to przyznać nawet jej zwolennicy), a z ordynarnym zabójstwem medycznym. Eutanazja zakłada świadomą, trzykrotną prośbę pacjenta o śmierć. Nie mieliśmy w tej sytuacji z nią do czynienia, bowiem osoba z demencją nie jest w stanie prośby takiej wyrazić. Jeszcze jako osoba zdrowa mówiła ona wprawdzie, że chciałaby „odejść, kiedy sama uzna za stosowne”. Tyle, że nie jest to - w żadnym sensie - prośba o eutanazję.
- Jakby tego było mało lekarz dobijał kobietę, mimo jej protestów, co oznacza, że w istocie mieliśmy do czynienia z morderstwem, a nie ze zwyczajnym zabójstwem.
- Nie ulega też wątpliwości, że było to morderstwo z premedytacją, bowiem lekarz przygotował się do niego, uśpił pacjentkę, a do tego nawet nie raczył zapytać jej o zdanie w tej kwestii.
- Nie ma żadnych powodów, nawet z punktu widzenia zwolenników eutanazji, by w jakikolwiek sposób usprawiedliwić to działanie, bowiem pacjentka go nie chciała. Kilkakrotnie, także krótko przed śmiercią, mówiła, że chce żyć.
- W działaniach uczestniczyła także jej rodzina, która przytrzymywała ją, gdy lekarz wykonywał śmiertelny zastrzyk, co oznacza, że w istocie jej członkowie są winni zbrodni morderstwa.
I choć wydawać, by się mogło, że wszystko jest w tej sprawie jasne, to… regionalny komitet zajmujący się oceną eutanazji doszedł do wniosku, że… nic się nie stało, bowiem „lekarz działał w dobrej wierze”, a sama sprawa jest świetną okazją, by stworzyć w Holandii procedury likwidacji osób, które nie są w stanie świadomie o śmierć poprosić.
Co z tego wszystkiego wynika? Odpowiedź jest niestety bardzo prosta. Otóż pokazuje ona, że prawo eutanazyjne nie ma nic wspólnego z prawem wolności wyboru osób chorych, a chodzi w nim jedynie o wygodę rodzin i oszczędności. Utylitaryzm łatwo - nie tylko w tej sprawie - przekształca się w przerażającą władzę silniejszych nad słabszymi, która - choć ubrana w szaty rzekomego miłosierdzia - w istocie prowadzi do uznania, że zdrowi i silni mają prawo decydować o życiu słabszych i chorych. I niestety nie ma co udawać, że możliwe jest postawienie tam temu procesowi. Przyjęcie prawa do eutanazji prowadzi z życiową nieuchronnością do przyjęcia, że lekarz ma prawo zabić pacjenta nawet wbrew jego woli, jeśli tylko on sam uważa, że jest to dla niego lepsze. Holandia jest tego znakomitym przykładem.
Tomasz P. Terlikowski