Lazar: MZA tak naprawdę chodzi o planszę z resortowymi dziećmi
W programie „Polska na dzień dobry” sprawę zdjęcia reklamy „Gazety Polskiej” przez warszawskie MZA komentował Zbigniew Lazar, specjalista od spraw wizerunku.
– O lepszej reklamie „Gazeta Polska” nie mogła marzyć. Gdyby MZA zostawiła temat w spokoju, to prawdopodobnie o kampanii słyszałyby tysiące ludzi w dużych miastach. A teraz usłyszała o tym cała Polska. Z jednej strony słyszymy, że w ratuszu nie ma cenzury. Słyszeliśmy to min. przy dyskusji o „Klątwie”, czy gdy mowa o wulgarnych transparentach niesionych przez protestujących w miejscach publicznych. Nie ma cenzury. Tu okazuje się, że ta cenzura jednak jest. Zadałem sobie trochę trudu i spojrzałem na list wystosowany przez dwoje członków zarządu MZA. Na poziomie językowym tam były dwa bardzo ciekawe wyrażenia. Jedno to, że „hasła kampanii nawiązują do nienawiści”. Nie ma mowy o „nawoływaniu” do nienawiści, o czynach prostych, mowa o nawiązaniu. Jeżeli ja bym rozpoczął akcję pod tytułem „więc pijmy wino...” to ktoś niedouczony mógłby pomyśleć, że zaczynam akcję pro-alkoholiczną, nie wiedząc, że to refren znanej piosenki. Gdybym zrobił reklamę ze znanym z piosenki dziecięcej cytatem „pije Kuba do Jakuba” to to też by była promocja alkoholizmu – powiedział gość programu.
– Drugie wyrażenie znajdujące się w tym piśmie - „reklama przemyca pewne treści”. Na tym przecież polega reklama, żeby przemycać pewne treści. Jeżeli już to „nawiązuje”, bo słowo „przemyca” kojarzy się źle. Zarzucono reklamie więc, że stosuje podstawowe narzędzia dobrej reklamy. Każdy spec od reklamy powie, że reklama powinna robić aluzje, nawiązywać, nawet użyję tego określenia - „przemycać”, a nie mówić wprost. To szczegóły w reklamie sprawiają, że coś działa, albo coś nie działa. Tutaj mamy pismo podpisane przez dwoje członków zarządu, ono miało za zadanie pokazać, że to albo tak ważna sprawa, że są aż dwa podpisy, albo pokazać, że to nie ja jeden podjąłem decyzję, ale wspólnie z kimś jeszcze. Jeżeli mówimy już o nienawiści to też bardzo ciekawe. Szerzy się u nas pojęcie „mowy nienawiści”, a każdy prawnik podkreśli – nie ma definicji „mowy nienawiści”. Wszystko co ja uznam, że coś godzi w moje interesy można nazwać „mową nienawiści”. Jeżeli już przyjąć, że tu jest uprawiana mowa nienawiści, to można ją zarzucić Józefowi Piłsudskiemu. Tu nie chodziło o cytat z Marszałka, ani o przemycanie treści. Tu chodzi o jedną planszę nawiązującą do resortowych dzieci. Gdyby nie ona, nie byłoby takiej reakcji ze strony ratusza – zauważył Zbigniew Lazar.