Policja i wojsko przerzucają się odpowiedzialnością za skandaliczne wydarzenia przy Pomniku Ofiar Tragedii Smoleńskiej. Kto naprawdę wyraził zgodę na działania prowokatorów i dlaczego nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności?
Gra w przerzucanie odpowiedzialności
Policjant obecny na miejscu zdarzenia powiedział naszemu reporterowi Michałowi Gwardyńskiemu:
"Administratorem tego całego obiektu to jest Dowództwo Garnizonu Warszawa. Dowództwo Garnizonu Warszawa wyraziło zgodę i nie ma nic przeciwko temu, żeby ktoś tutaj coś wlepił."
Słowa te sugerują, że to wojskowi są odpowiedzialni za wydanie zgody na działania prowokatorów.
Jednak Dowództwo Garnizonu Warszawa zdementowało tę informacje na platformie X, przerzucając jednocześnie piłeczkę z powrotem na stronę policji:
"Uprzejmie informujemy, że Dowództwo Garnizonu Warszawa nie było pytane o zgodę na naklejanie kartek na pomniku."
Brak odpowiedzialności czy celowe zaniechanie?
Sytuacja, w której dwie kluczowe instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo i porządek publiczny przerzucają się odpowiedzialnością, jest nie do przyjęcia. Czy naprawdę nikt nie kontroluje tego, co dzieje się przy jednym z najważniejszych pomników w kraju? Czy to zwykłe nieporozumienie, czy może celowe unikanie odpowiedzialności?
Policja, która ma obowiązek reagować na naruszenia prawa i porządku publicznego, zdaje się umywać ręce, wskazując na wojsko. Z kolei Dowództwo Garnizonu Warszawa twierdzi, że nie było nawet pytane o zgodę. Taka sytuacja rodzi poważne obawy o odpowiedzialne działania naszych służb.
Kto wydał zgodę na działania prowokatorów przy Pomniku Smoleńskim? Jeśli nikt takiej zgody nie wydał, to dlaczego policja nie interweniowała? Czy doszło do zaniedbań, czy może istnieją inne powody takiej postawy służb? Odpowiedzi na te pytania ciągle nie ma.
Źródło: Republika, po