- Wielu z nas jest dotkniętych syndromem postaborcyjnym, który wypacza, deformuje widzenie człowieka, powoduje karłowatość sumienia - mówi dla telewizjarepublika.pl ks. Robert Skrzypczak, ksiądz katolicki, teolog, duszpasterz środowisk akademickich.
Czy uważa ksiądz, że Polska mając pierwszy od dawna prawicowy rząd, ma realną szansę uchwalenia prawa, które zakaże zabijania nienarodzonych dzieci?
Tak, ale przede wszystkim trzeba zacząć od przekonywania ludzi, pokazywania racji dlaczego aborcja jest złem, pokazania argumentów ogólnoludzkich. Wielu ludzi myśli, że to są argumenty religijne, że to jest narzucanie katolickiego światopoglądu. To prawda, że katolicy wstawiają się w obronie nienarodzonych i nieraz Kościół jest jedynym adwokatem słabszego w tej sprawie, ale tutaj nie decydują względy religijne. Decydują tu względy humanistyczne, ogólnoludzkie. To jest sprawa szacunku do tego, kim się jest, że jest się człowiekiem. Człowiek nie jest arbitrem, który może decydować o losie drugiego człowieka, decydować kiedy się rozpoczyna, albo kiedy można zakończyć życie ludzkie. Kiedy człowiek stawia się w roli Boga i decyduje kiedy można komuś przyznać, a kiedy odmówić prawa do istnienia, to są sprawki lucyferyczne.
Doceniam tę inicjatywę społeczną. Cieszy mnie to, że ludzie, społeczeństwo, także niektóre środowiska prawnicze wyszły z inicjatywą, żeby poprawić prawo w Polsce. Natomiast atmosfera, która jest wytworzona wokół tego i sposób w jaki jest obecnie sprawa komentowana, pokazuje, że nie jesteśmy na to gotowi. Albo z jednej strony nie rozumiemy o co chodzi, dlatego ludzie odrzucają ten pomysł, albo z drugiej strony znowu będzie rozgrywka polityczna „czy nam się to opłaca, czy nam nie spadną słupki poparcia”. Prawdopodobnie ustawa ugrzęźnie w procedurach prawnych, sprawa skończy się tak jak poprzednim razem. Trzeba więcej uwagi poświęcić informowaniu, formowaniu i edukacji ludzi. Sama próba narzucenia nawet najbardziej świętego prawa ludziom, którzy nie rozumieją jego racji, albo ugrzęźli w oparach drobnomieszczańskiego egoizmu i zależy im tylko na wygodzie życia, zdaje się być z góry skazana na porażkę.
Kto powinien zająć się informowaniem społeczeństwa na temat godności osoby, jaką jest nienarodzone dziecko?
Wszystkie środowiska, które są wrażliwe na człowieka, które potrafią dostrzec w każdym człowieku, niezależnie od fazy jego rozwoju nienaruszalną wartość osobową. Przede wszystkim powinna być to forma bronienia się przed dyktaturą jednego myślenia i relatywizmu, która rozlewa się przede wszystkim w Europie i bierze górę w mediach. To jest myślenie typu „nie dopuszczamy do siebie argumentów, bo one mogą popsuć nam wygodę życia”. Kościół w tej sytuacji stawia się nie w roli indoktrynera religijnego, który chce narzucić całemu społeczeństwu swoje nauczanie, lecz stawia się w roli adwokata słabszego. Bierze w obronę tego, kogo nikt nie bierze w obronę. Malutkie dziecko, które rozwija się w organizmie matki nie jest elementem ciała matki, ani nie jest niczyją własnością. Jest człowiekiem we wczesnej fazie rozwoju. I powinien być prawnie chroniony, ale zanim zostanie wprowadzone to prawo, to społeczeństwo powinno do tego dojrzeć. Powinniśmy się przede wszystkim skupić na wielkim procesie formacji społeczeństwa. Polacy muszą więcej wiedzieć, zyskać większą wrażliwość na człowieka.
Jak księdza zdaniem ma wyglądać taka formacja społeczeństwa?
Są tysiące sposobów. Przede wszystkim chodzi o udostępnienie prawdziwych informacji na temat tego w jaki sposób rozwija się człowiek. Informacji pozbawionych ideologicznego, lewicowego bełkotu. Informacji na temat tego, co to są prawa osobowe, kim jest osoba. Osoba nie jest pojęciem uzależnionym od posiadania, bądź nie jakichś cech. Tak samo jak nikt nie ma prawa przyznać sobie kompetencji do tego, żeby komuś nadawać lub pozbawiać go wartości osobowej. Potrzebujemy wzrastać jako ludzie. Kościół ewangelizuje, głosząc Chrystusa przekazuje także te maksimum prawdy o człowieku, pełną wizję człowieka, jego kompleksową samoświadomość. To zawsze pomaga, żeby zrozumieć, rozróżnić to co jest istotne w człowieczeństwie i także uchronić ludzi przed konsekwencjami złych czynów, za które będą potem płacić całe życie. Opór, który jest dziś w polskim społeczeństwie przeciw przyznaniu pełni praw nienarodzonemu jest jednym z elementów syndromu postaborcyjnego, na który cierpi to społeczeństwo. To jest ogromne pole do działania, żeby pomagać ludziom wychodzić z tego syndromu. Przede wszystkim poprzez przebaczenie wobec tego co robili nasi rodzice, dziadkowie, czego dopuszczali się lekarze, na co pozwalali niektórzy prawnicy. Wielu z nas jest dotkniętych syndromem postaborcyjnym, który wypacza, deformuje widzenie człowieka, powoduje karłowatość sumienia.
Bardzo ważna idea spotyka się z pewnym politycznym cynizmem, że tu nie chodzi o nienarodzonego, tylko chodzi o to, czy nam się coś opłaca wesprzeć bądź nie, w zależności od politycznego poparcia, bądź jego utraty. Ma to też związek z wirusem obojętności, o którym mówił kilka dni temu w Asyżu papież Franciszek.
Analogiczny los w naszej Ojczyźnie – choć na innym poziomie ważności – spotyka sprawa świętowania dnia Pańskiego. Skala oburzenia i protestów podnoszonych w następstwie podjęcia tych kwestii w społeczeństwie, jak by nie było, w większości utożsamiającym się z wiarą chrześcijańską, jest nie tylko czymś wstydliwym, ale i niepokojącym, gdy chodzi o sprawę naszej przyszłej zbiorowej pomyślności: Jak mówi Bóg przez proroka Amosa: „«Nie zapomnę nigdy wszystkich ich uczynków». Wszystko to coraz bardziej przekonuje mnie do słuszności pastoralnego geniuszu Księdza Prymasa Wyszyńskiego, który już pół wieku temu uważał, że Polaków potrzeba wzmacniać od wewnątrz, poprzez głoszenie Ewangelii i powrót do mocy Chrztu..