Kolejna aktorka, Krystyna Janda mocno włącza się w akcję pro-choice. Na swoim Facebooku przywołuje artykuł z 24 października 1975, kiedy to 90 proc. islandzkich kobiet przerwało swoją pracę w proteście przeciwko zaostrzenia prawa aborcyjnego. "To tylko taka propozycja; niestety wśród kobiet polskich nie ma solidarności za grosz" - napisała aktorka.
Janda to kolejna aktorka, która publicznie pomstuje przeciwko odrzuceniu projektu obywatelskiego "Ratujmy Kobiety", które poparło jedynie około 200 tys. osób - w porównaniu z projektem "Stop Aborcji", które poparło ponad 400 tys. Polaków. Wielki lament tych, którzy nie widzą w 12 tygodniowym dziecku człowieka, robi się coraz bardziej komiczny. Pomstowanie na Kościół, na ludzi pro-life - jak choćby na Tomasza Terlikowskiego, który jest już publicznie piętnowany przez środowiska liberalne i lewicowe, tylko za to, że jest obrońcą życia ludzkiego. To już standard, który wyróżnia owych "czarno protestujących".
Tym razem Krystyna Janda na swoim Facebooku przyłącza się do apelu - no właśnie, co konkretnie chcą??? - i załącza link do artykułu portalu gazeta.pl, który opisuje historię kobiecego strajku z 24 października 1975 r. "To tylko taka propozycja niestety wśród kobiet polskich nie ma solidarności za grosz" - napisała aktorka. Czyli co, kobiety w całej Polsce nie idą do pracy, tylko po to, żeby publicznie wyrazić poparcie dla projektu mordującego najbardziej niewinnego człowieka, jakim jest nienarodzone dziecko w łonie matki!
Nawet bym chciał zobaczyć ten protest. Ile będzie pań, które zechcą się przyłączyć do czegoś tak potwornego?