– Media koncentrują się na tym, że do stołu, przy którym toczą się rozmowy o Ukrainie, nie dostawiono filiżanki dla szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Tymczasem najważniejsze jest to, byśmy zakwestionowali obecny tryb tych negocjacji w ogóle – mówił w Telewizji Republika Paweł Kowal z Polski Razem Jarosława Gowina.
W Berlinie toczą się rozmowy ws. Ukrainy. Rokowania na razie nie przynoszą przełomu. W negocjacjach w rezydencji MSZ w stolicy Niemiec uczestniczą, oprócz szefa niemieckiego resortu spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera, jego koledzy z Francji, Rosji i Ukrainy - Laurent Fabius, Siergiej Ławrow i Pawło Klimkin. Do stołu nie zaproszono Radosława Sikorskiego.
– Polska miała mieć silny głos ws. Ukrainy. Zapowiadała to wizyta prezydenta USA w Warszawie podczas obchodów 25 lat zmian ustrojowych w naszym kraju oraz zorganizowanie tu pierwszego spotkania Baracka Obamy z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką – mówił Kowal.
Jak tłumaczył, kilka dni później spotkanie Władimira Putina z głowami państw Francji i Niemiec w Normandii podczas uroczystości 70-lecia zakończenia II wojny światowej ten układ podważyło. – Mamy koncert mocarstw i wrażenie, jakbyśmy mieli nie 2014 r., ale 1914 r. – tłumaczył Kowal.
– Nie trzeba się koncentrować na tym, czy podczas obecnych berlińskich rozmów o Ukrainie dostawiono stolik dla naszego przedstawiciela, czy nie, ale wywrócić ten format. Rozmowy te idą w złym kierunku. Obiecuje się Rosji, że jeżeli powstrzyma inwazję, to Zachód przestanie ją upominać. A to brzmi właśnie jak zachęta do dalszych zbrojnych działań Rosji na Ukrainie – wyjaśnił.
W jego ocenie najlepiej byłoby, gdyby Zachód reprezentowały instytucje UE oraz Stany Zjednoczone, nie zaś tylko Niemcy i Francja.