– Bronisław Komorowski jest człowiekiem bardzo ciężkich doświadczeń i to z autentycznie trudnych czasów. Jeśli człowiek połowę życia walczył o demokrację, to trudno, żeby się obrażał na jej wyniki – mówił doradca prezydenta Tomasz Nałęcz komentując przegrane majowe wybory. Odpowiadając na pytanie dotyczące planów kończącego sprawowanie urzędu Komorowskiego, Nałęcz stwierdził, że nie wykluczona on kandydowania w jesiennych wyborach.
Nałęcz zapewniał, że pomimo szoku jakim był wyniki I tury wyborów od tego czasu Kancelaria Prezydenta RP działa już normalnie. Jak podkreślił intensywnie pracuje też sam prezydent, który kończy kadencję 6 sierpnia, wraz z zaprzysiężeniem prezydenta elekta Andrzeja Dudy. – Normalnie funkcjonuje, intensywnie, chodzi o to, żeby żadna teczka sprawy niezałatwionej, profesury, nominacji sędziowskiej, nie została na biurku – mówił Nałęcz.
Plany ustępującego prezydenta
Jak tłumaczył doradca prezydenta, Komorowski jest "człowiekiem trudnych doświadczeń" i nie obraża się na "werdykty demokracji".
Odpowiadając na pytanie o przyszłość Bronisława Komorowskiego Nałęcz podkreślił, że prezydent na pewno zacznie od odpoczynku, ponieważ " przez 5 lat praktycznie nie był na urlopie, bo konstytucja to wyklucza".
– A na jesieni przyjdzie czas podejmowania nowych decyzji – stwierdził polityk, tłumacząc, że chociaż kandydowanie w wyborach parlamentarnych nie jest może "wymarzonym celem" Komorowskiego, to nie jest to wykluczone.
Polityczne tsunami
Pytany o przyczyny porażki w wyborach prezydenckich Nałęcz stwierdził, że nie powoływano specjalnego "zespołu analityków, który to diagnozuje". – Jednoosobowy zespół o nazwie Tomasz Nałęcz uważa, że zostaliśmy dotknięci falą wielkiego procesu społecznego, którego w Polsce nikt nie zdiagnozował i nikt nie przewidział, moim zdaniem – tłumaczył polityk.
Jak dodał, fala zmian jako pierwszego dotknęła właśnie prezydenta Komorowskiego. – Jak idzie tsunami, to nie wybiera sobie celów po drodze – mówił Nałęcz.
– To jest oczywiste, skoro ludzie chcieli zmiany. Moim zdaniem prezydent miał w ręku mnóstwo atutów, żeby stać się człowiekiem zmiany, ale z lojalności do urzędu, z lojalności wobec konstytucji, takim sztandarem zmiany się nie uczynił i w trakcie kadencji, i w kampanii – dodał.