W połowie sierpnia 20-letnia Kaja zaginęła w Łodzi. Poszukiwania trwały prawie dwa tygodnie. Sprawa skończyłaby się dużo wcześniej, gdyby policjanci nie kłamali i nie wykazywali się ogromnym niedbalstwem.
Dziewczyna mieszkała w Zduńskiej Woli. Do Łodzi pojechała 15 sierpnia, aby odebrać swojego synka. Po tym nie wróciła już do domu. Syna odebrał i przekazał jej siostrze jej chłopak, następnie kontakt z nim się urwał. To właśnie Artur W. jest podejrzany o morderstwo, wcześniej był już karany za brutalną napaść i gwałt w Wielkiej Brytanii.
Przez wiele dni z mieszkania 29-latka na łódzkim Teofilowie wydobywał się smród. Brat Kai poinformował, że do środka wszedł tylko strażak, policja nie raczyła go przeszukać. Nie zabezpieczono nagrań z monitoringu oraz nie przesłuchano sąsiadów.
Dziennikarka Ewa Żarska wczoraj wieczorem zjawiła się pod mieszkaniem i ponownie wezwała policję. Funkcjonariusze twierdzili, że były przeprowadzone oględziny. Okazało się, że skłamali w swoich notatkach. Jest prowadzone wobec nich postępowanie dyscyplinarne.
Wreszcie mieszkanie zostało przeszukane. Niestety na miejscu znaleziono zwłoki dziewczyny, które były schowane w wersalce. Najprawdopodobniej dziewczyna nie żyła jeszcze przed zgłoszeniem zaginięcia.