Kiedyś na uniwersytety nie wpuszczano Żydów, teraz osób poczętych z gwałtu
Lewicowi bojówkarze mają niechlubnych poprzedników (wcale nie lewicowych). Przed wojną na uniwersytety nie wpuszczano Żydów i im grożono, teraz odmawia się prawa do wykładu osobie, która poczęła się z gwałtu. Niby tyle się zmieniło, a dyskryminacja ze względu na pochodzenie wciąż niezmienna-pisze Tomasz Terlikowski.
Smutne, że Uniwersytety Warszawski, Wrocławski, a wszystko wskazuje na to, że także Jagielloński ugięły się pod naciskiem grupy lewackich studentów. Smutne, że odmówiono prawa do wykładu osobie, której jedyną winą jest to, że opowiada swoją historię i broni swojego prawa do istnienia. Mowa o Rebecce Kiessling, która przyjechała do Polski, by bronić prawa do istnienia osób poczętych z gwałtu, by przypominać, że zbrodnia ojca nie może być powodem do zabicia dziecka, i że nie wolno ludzi dyskryminować ze względu na pochodzenie.
I właśnie te proste zdania, proste opinie zostały uznane przez działaczy rozmaitych lewackich organizacji, którzy działają pod szyldami kół studenckich za nienaukowe, fanatyczne i radykalne, a zatem zakazane na uniwersytetach. A tchórzliwi (tak, tak panowie, cojones to wy nie macie) rektorzy natychmiast odwołali wykład, żeby przypadkiem nikt nie zrobił rozróby. W efekcie okazało się, że na polskich uniwersytetach istnieje dyskryminacja ze względu na pochodzenie, bowiem wykładów nie mogą wygłaszać ludzie, którzy według lewicy nie powinni się narodzić, bo mieli nieodpowiednich ojców.
Lewicy nawet trudno się dziwić. Oni zwyczajnie uważają, że Rebecca Kiessling powinna zostać zabita na prenatalnym etapie życia, i sam fakt tego, że żyje uznają za skandal, który trzeba naprawić wykluczając ją z życia publicznego, odbierając jej prawo do mówienia i przedstawiania swoich racji. Szkoda tylko, że uniwersytety tak łatwo rezygnują z wolności słowa, z wolności debatowania. I to w sytuacji, gdy równocześnie na tych samych uniwersytetach odbywają się wykłady z gejowskiego porno (może rektor UW nie pamięta, ale wielu o tym pamięta), a tytułu profesorów uczelnianych otrzymują panie prawniczki, które sugerują, że w rodzinach homoseksualnych rodzi się więcej dzieci, niż w heteroseksualnych (dla UW informacja chodzi o panią Monikę Płatek). To nie są - dla rektorów - poglądy radykalne, a norma. A może zwyczajnie przeszkadza im pochodzenie pani Kiessling? Może cierpią na fobię? Ale przecież, o czym nieustannie poucza lewica, fobie da się leczyć!
Trudno jeszcze nie pochwalić KUL-u. To właśnie katolicka uczelnia okazała się jedyną, gdzie wykład mógł się odbyć. I znowu, jak za komuny, okazuje się, że instytucje katolickie pozostają oazą wolności naukowej, którą lewica niszczy gdzie indziej.
Tomasz P. Terlikowski