"Kiedy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, miałam 17 lat (...)". Wstrząsające wspomnienia Anny Kołakowskiej
Gościem red. Marcina Bąka w programie Telewizji Republika była Anna Kołakowska, medialnie określana mianem "najmłodszego więźnia politycznego stanu wojennego". – Gdy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, odtworzyłam sobie z kaset festiwal piosenek zakazanych. Słuchałam Kaczmarskiego i wiedziałam, że to już przeszłość. Ogarnął mnie potworny smutek, że żegnamy szansę zmiany na lepsze – mówiła.
– W czasach powojennych dzieci rodziły się w więzieniach, siedziały razem z matkami. Nazwano mnie tak w prasie podziemnej, wtedy kiedy przebywałam w więzieniu. Rówieśników jednak było wówczas wielu – rozpoczęła Kołakowska, wskazując na medialny przydomek, który nie okazał się do końca prawdziwy.
– Zostałam aresztowana w marcu 1982 roku pod śmiesznie skonstruowanym zarzutem, tj. druku i kolportażu ulotek oraz członkostwa w Ruchu Młodej Polski. Można się było spodziewać, że bezpieka trafi na nasz ślad i zostaniemy aresztowani – mówiła dalej.
– Kiedy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, miałam 17 lat. Gdy przystąpiłam do działalności opozycyjnej, miałam 15 lat. Świadomie walczyłam z komuną. W takim duchu wychowali mnie moi dziadkowie, którzy komuny, mówiąc wprost, nienawidzili – zdradziła skąd wziął się u niej patriotyczny duch.
– Gdy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, odtworzyłam sobie z kaset festiwal piosenek zakazanych. Słuchałam Kaczmarskiego i wiedziałam, że to już przeszłość. Ogarnął mnie potworny smutek, że żegnamy szansę zmiany na lepsze – mówiła, co jasno pokazuje czym dla Polaków było wprowadzenie stanu wojennego.
Red. Bąk dopytał o punkty wspólne, jakich można się dopatrywać pomiędzy dzisiejszą oraz dawną młodzieżą. Anna Kołakowska, jako historyk, wskazała, że takie podejście panuje już od wieków. – We wszystkich pamiętnikach zawsze starsze pokolenie podtrzymuje, że te młodsze już nie ma "tego czegoś" – stanęło niejako w obronie obecnych nastolatków.
"Awanturnikom trzeba skrępować ręce"
Złamane życiorysy milionów Polaków, tysiące osób internowanych, dziesiątki zamordowanych, a także odsunięta na wiele lat wizja prawdziwej wolności – takie realia przyniósł stan wojenny. Oficjalnie miał uchronić Polskę przed sowiecką interwencją wojskową, jednak prawdziwym powodem było utrzymanie władzy przez komunistów. Wczoraj odbyły się pierwsze inicjatywy upamiętniające te wydarzenia.
Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy Solidarności […]. Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki – m.in. te słowa popłynęły z telewizorów milionów Polaków w niedzielny poranek 13 grudnia 1981 r. Wtedy to zamiast popularnego „Teleranka” na ekranie pojawił się komunistyczny generał Wojciech Jaruzelski i ogłosił powołanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON). Zdelegalizowano Solidarność, wprowadzono godzinę policyjną, zakazano organizowania jakichkolwiek strajków i manifestacji, a także zmilitaryzowano zakłady pracy.
Stan wojenny trwał 586 dni. W tym okresie podczas manifestacji życie straciło co najmniej 56 osób, a ponad 10 tys. internowano.