By żyło się lepiej – to słynne hasło wyborcze Platformy Obywatelskiej z 2007 roku ma dziś bardzo wymowne znaczenie. Okazuje się bowiem, że niemal każde państwowe stanowisko zajmują krewni i znajomi z politycznego klucza, a zwykli obywatele, często bardzo zdolni i wykształceni, muszą szukać pracy poza granicami Polski - pisała red. Kania już siedem lat temu.
Poniżej fragment tekstu Doroty Kani z "Gazety Polskiej" z 2012 roku:
Michał Tusk, syn premiera Donalda Tuska, jest zatrudniony w firmie Porty Lotnicze nadzorowanej przez spółkę z udziałem skarbu państwa. Brat posła Stefana Niesiołowskiego, Marek Myszkiewicz-Niesiołowski, zasiada w radzie nadzorczej łódzkiej spółki miejskiej Grupa Oczyszczalni Ścieków. To zaledwie dwa przykłady pokazujące fakt zatrudnienia w spółkach skarbu państwa i instytucjach samorządowych krewnych i znajomych ludzi władzy. Przez ostatnie tygodnie media ujawniają kolejne synekury zajmowane z przydziału partyjnego, a rzeczywistość jest zatrważająca – Platforma Obywatelska w zawłaszczaniu stanowisk dawno już wyprzedziła PRL.
Synekury stołecznych radnych PO
Tylko przegląd kadr stołecznej Platformy Obywatelskiej pokazuje skalę kolesiostwa i nepotyzmu partii rządzącej. Ostatnio „Gazeta Polska Codziennie” ujawniła, że trzy czwarte radnych PO oprócz etatu w dzielnicy ma posadę w instytucjach państwowych i pobiera podwójne pensje, opłacane z kasy miejskiej. Znaczna większość otrzymała etaty w instytucjach skarbu państwa już po tym, jak zostali radnymi.
Długą listę stołecznych radnych i działaczy PO zatrudnionych na państwowych posadach otwiera Artur Wołczacki, prezes Naftoru – spółki z sektora paliwowego. Wołczacki, mianowany prezesem spółki ponad rok temu, to skarbnik PO w dzielnicy Warszawa-Ochota. Wołczackiemu powierzono jednoosobowe kierowanie spółką, choć nie miał żadnego doświadczenia w zarządzaniu przedsiębiorstwami. Tymczasem wartość ochranianego przez Naftor majątku sięga miliardów złotych.
W radzie Naftoru był też wówczas Robert Soszyński, kolega partyjny Wołczackiego. Ten prominentny działacz PO jest członkiem Rady Krajowej tej partii i jej wiceszefem w Warszawie. Równocześnie Soszyński pełnił do niedawna funkcję prezesa spółki PERN „Przyjaźń”.
Lech Jaworski jest radnym PO, a jednocześnie szefem Max-Filmu, spółki samorządu województwa zarządzającej sześcioma kinami, także na terenie stolicy. Wcześniej był wiceszefem Agencji Rozwoju Mazowsza.
Piotr Kalbarczyk prowadzi własną działalność gospodarczą w branży budowlanej. W oświadczeniu majątkowym za 2011 r. wykazał brak dochodów, choć jest akcjonariuszem większościowym w czterech spółkach. W rubryce dotyczącej posiadanego majątku wpisał m.in. sześć domów.
Radni PO ulokowali się też w spółce Mazowiecki Regionalny Fundusz Pożyczkowy. Doradcą zarządu jest Michał Bitner, a do władz spółki należy Lech Jaworski. Jest on członkiem rady nadzorczej Toruńskiej Agencji Rozwoju Regionalnego.
Pieniądze z miejskiej kasy bierze też Małgorzata Żuber-Zielicz za wiceszefowanie w Muzeum Sportu i Turystyki.
Niemal wszyscy radni dzielnicy Warszawa-Śródmieście są zatrudnieni na lukratywnych stanowiskach finansowanych z kasy miejskiej. I tak: Hubert Aszyk pracuje w spółce Gminna Gospodarka Komunalna Ochota, Agnieszka Gierzyńska-Kierwińska (żona posła PO Marcina Kierwińskiego) pracuje w Fundacji Rozwoju Edukacji zasilanej z pieniędzy MEN. Radni Agnieszka Grudziąż i Paweł Martofel mają etaty w Mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim, Daniel Łaga w Urzędzie Pracy, Krzysztof Pietrzykowski w Ministerstwie Kultury, Grzegorz Rogólski jest prezesem Fundacji Centrum Promocji Miast, a Marcin Rolnik dorabia w Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji.
Na Ursynowie ośmiu z jedenastu radnych klubu Platformy Obywatelskiej zasiada w instytucjach zależnych od partyjnych kolegów. Były burmistrz Ursynowa, a obecnie radny dzielnicy Tomasz Mencina, dorabia w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji. Krystian Malesa, pracownik biura europosła Danuty Huebner. Sylwia Krajewska pracuje dodatkowo w Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. Również nieruchomościami, tyle że w Mazowieckim Zarządzie Nieruchomości, który podlega pod Urząd Marszałkowski, zajmuje się radny Ryszard Zięciak. Pod UM podlega też Wojewódzki Urząd Pracy, w którym zatrudnienie znalazł radny Tomasz Sieradz, oraz Mazowiecka Jednostka Wdrażania Programów Unijnych (MJWPU), w której etat ma Anna Mioduszewska.
MJWPU to ciepły kącik dla kilkudziesięciu radnych i członków klubu warszawskiej Platformy. Znaleźli tam drugi etat politycy PO właściwie ze wszystkich dzielnic i ściągnęli za sobą rodziny i przyjaciół – m.in. Justyna Adamek, Maria Porębowicz, Michał Suliborski – radni Platformy na Pradze-Południe, Renata Michałowska, Michał Jamiński, Krzysztof Miszewski – radni PO na Targówku, Małgorzata Laskus – radna PO na Mokotowie, Ilona Soja-Kozłowska i Robert Wróbel – radni PO na Bielanach, Joanna Tracz-Łaptaszyńska – radna PO na Woli.
Równi i równiejsi
Po ujawnieniu przez „Puls Biznesu” taśm, z których wyłaniał się obraz nepotyzmu w spółkach podległych ministrowi rolnictwa, do dymisji podał się szef MiRW Marek Sawicki. Kandydatem na jego miejsce został polityk PSL Stanisław Kalemba, którego zaproponował na to stanowisko Waldemar Pawlak wbrew premierowi i prezydentowi. Sympatyzujące z PO Radio ZET natychmiast „wyciągnęło” Daniela Kalembę – syna kandydata na ministra rolnictwa – zatrudnionego od blisko dziesięciu lat w poznańskim oddziale Agencji Rynku Rolnego.
Posłowie PO i prorządowi dziennikarze twierdzili:„Syn kandydata na ministra sprawia kłopot ojcu” i „że powinien zrezygnować z pracy w rządowej agencji”. Premier Donald Tusk stwierdził nawet, że ma zapewnienie Waldemara Pawlaka, iż syn Stanisława Kalemby zrezygnuje z pracy w ARR. (Daniel Kalemba stwierdził, że w AAR pracuje od wielu lat i trafił tam nie ze względu na ojca, lecz na swoje umiejętności).
Już po zapewnieniu premiera młodzieżówka PiS zaapelowała do Michała Tuska, by ten zrezygnował z pracy w Portach Lotniczych (pracuje na gdańskim lotnisku). Zaczął pracować na tym stanowisko, gdy Donald Tusk był już prezesem Rady Ministrów i nadzorcą nad spółkami z udziałem skarbu państwa. I wówczas dziennikarze zmienili front – ci, którzy mówili o „kłopocie z synem Stanisława Kalemby”, nabrali wody w usta albo zaczęli tłumaczyć premiera. Niektórzy – jak np. Tomasz Wołek, niegdyś dziennikarz prawicowy, dziś bezkrytyczna, prorządowa tuba PO – sięgnęli po niezawodne określenia typu „nienawiść” czy „podejrzliwość”.
– Powszechna dążność do demaskowania, ile kto zarabia, prowadzi do piekła podejrzeń, zawiści i zazdrości –mówił w Tok FM Wołek, dodając: jeśli ktoś ma kwalifikacje, to nie ma znaczenia, czy ma rodzinę np. w sejmie.
Także bez echa przeszedł fakt zatrudnienia Anny Nehrebeckiej-Byczewskiej, radnej PO, w Teatrze Nowym, który podlega władzom województwa mazowieckiego. Powszechnego oburzenia nie wzbudza to, że dziennikarz Marek Wiernik jest równocześnie radnym Platformy Obywatelskiej i pracownikiem Radia dla Ciebie – regionalnej rozgłośni radiowej Polskiego Radia, które jest spółką skarbu państwa.
Warto przy tym przypomnieć obłudę obecnych prorządowych dziennikarzy, którzy urządzili klasyczną nagonkę na Jacka Sobalę, dyrektora III programu Polskiego Radia w 2010 r. Powodem skandalicznego polowania miało być wystąpienie Sobali na koncercie upamiętniającym ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. Prorządowe media rozpisywały się o„upolitycznieniu stacji”i organizowały akcje zbierania podpisów „za odwołaniem Sobali”. Dziś z ich strony nie słychać ani słowa oburzenia, że PO zawłaszczyła media publiczne i całe państwo. Czego przykładem jest butna wypowiedź Michała Tuska, który stwierdził: „Nie zamierzam się zwalniać tylko dlatego, że mój ojciec jest premierem”.