Trzeba sprawić, żeby w Polsce każde życie ludzkie było chronione. Nie zrobimy tego jednak, rewoltując większość wyborców i doprowadzając do objęcia władzy przez zwolenników całkowitej liberalizacji aborcji, eutanazji i związków homoseksualnych - pisze Tomasz Sakiewicz.
Tym, co widziałem wczoraj, jestem przejęty do głębi. Przejęty tym bardziej, że ponad ćwierć wieku temu byłem organizatorem pierwszej dużej demonstracji w obronie życia w Polsce. Udało się skierować przeciwko sobie najbardziej nastawioną na obronę życia partię polityczną, która obecnie rządzi w naszym kraju, i ruchy obrońców życia.
Manewr był prosty: do projektu obywatelskiego wprowadzano tak radykalne zapisy, że nawet Kościół nie był w stanie ich poprzeć. Kościół nigdy nie domagał się karania kobiet, a projekt obywatelski tak. To zrewoltowało nie tylko lewicę, całą opozycję, ale przestraszyło również część ludzi zaangażowanych w obronę nienarodzonych dzieci. Analiza sytuacji upewniła z kolei kierownictwo PiS-u, że ustawa ma inny cel niż obronę życia. W komisji sejmowej, być może z głupoty, broniły jej dalszego procedowania akurat posłanki Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej. Trzeba sprawić, żeby w Polsce każde życie ludzkie było chronione. Nie zrobimy tego jednak, rewoltując większość wyborców i doprowadzając do objęcia władzy przez zwolenników całkowitej liberalizacji aborcji, eutanazji i związków homoseksualnych. Było blisko.