Jachowicz: Walka o polskie media – walką o pełną prawdę. Wcześniej z Timmermansem!
Jak to dobrze, że żyjemy w epoce medialnej, w której możemy być naocznymi świadkami zachowań i działania ludzi, którzy wpływają na naszą rzeczywistość polityczną, społeczną, na los naszego kraju, na kształt na naszego codziennego życia. Poczynając od spraw prostych i banalnych a skończywszy na najważniejszych – na wolnościach obywatelskich, sprawiedliwości w każdym wymiarze - pisze Jerzy Jachowicz na portalu sdp.pl.
Nie tylko możemy obserwować na żywo, co robią i jakie mają twarze ludzie, którzy są naszymi partnerami, ale też ci, którzy są do nas nastawieni wrogo, nieprzyjaźnie i pod płaszczykiem ochrony cennych dla nas wartości, niszczą je bez zahamowań. Którym brak na twarzach rozwagi, spokoju i mądrości, za to mają w nadmiarze wymalowane złość, zło i zaciętość. Możemy to utrwalać, przechowywać i wielokrotnie do tych portretów i sytuacji wracać. Pokazywać je innym i samym sobie po dowolnym czasie przypominać.
Ten nadzwyczajny podarunek, nieznany wcześniejszym pokoleniom, a dziś będącym czymś tak powszechnym jak herbata na śniadanie, zawdzięczamy symbiozie kamery telewizyjnej z internetem.
Wtedy jednak będziemy mogli z tego technologicznego cudu w pełni korzystać, jeśli dostęp do niego będzie powszechny. Aby taki był, media muszą w przeważającej części być w polskich rękach. Wiadomo bowiem, że dużą część mediów powstała i utrzymywana jest z kapitału innych państw. Trzeba powiedzieć prawdę. Przed globalnym dziś zasięgiem mediów, praktycznie nie daje się zachować w tajemnicy jakichkolwiek ważnych zdarzeń, wypowiedzi, decyzji. Faktem jednak też jest media oparte o obcy kapitał nie są skłonne, by rozpowszechniać zdarzenia, opinie i decyzje, które z punktu widzenia ich kierownictwa mogą być niekorzystne dla kraju, który jest tych mediów właścicielem. Czasami tak daleko, że gotowe są dokonywać takiego retuszu w przekazie, by realizował on pośrednio cele państwa, z którego pochodzi kapitał.
Takie drobne uwagi nasunęły mi się, kiedy dzięki jednemu z portali oglądałem obszerną telewizyjną relację z obrad Komisji Europejskiej poświęconej Polsce. Nawiasem mówiąc, jakby ktoś złośliwie zaplanował, aczkolwiek wierzę, że był to przypadek, Franz Timmermans odprawiał swoje szatańskie egzorcyzmy nad Polską akurat 31 sierpnia w dniu Święta „Solidarności” w 37 rocznicę podpisania Porozumień Gdańskich, kiedy to wraz z podpisem złożonym przez Lecha Wałęsę, Polska po raz pierwszy od blisko czterdziestu lat poczuła prawdziwy powiew wolności.
Właśnie w taki dzień Franz Timmermans postanowił pouczać polski rząd, jaki ma budować system sądownictwa, aby przestrzegał norm demokracji i był sprawiedliwy dla wszystkich obywateli .
Ten obrazek, od którego zacząłem mówić, to właśnie przekaz telewizyjny z Brukseli z obrad Komisji Europejskiej. Jakże wiele o stosunku Franza Timmeransa do Polski mówi jego twarz. Człowieka złego, nastawionego wrogo nie tyle do Polski, ile do obecnego rządu. Można by powiedzieć nawet, że jego twarz obrazuje nienawiść do rządu PiS. Twarz człowieka zaciętego, nieprzyjazna. – Nie odpuścimy! – wykrzykuje. To wiele mówi. Także o tym, że jest impregnowany na wszelkie argumenty, które mogą osłabić jego założenia, obalić z góry podjęty plan. Jego twarz przypomina raczej idealną, nieruchomą ludzką maskę z metalu. Niby z jakiegoś filmu science fiction.
Niestety, to trudna i bolesna prawda.