Biuro RPO potwierdza łamanie prawa do informacji w Lublinie – miasto pod lupą transparentności

Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, działając w imieniu RPO dr hab. Marcina Wiącka, podjęło interwencję po skardze posła Michała Moskala (PiS), potwierdzając poważne naruszenia konstytucyjnych zasad transparentności przez władze Lublina. Chodzi o systematyczne blokowanie dostępu do informacji publicznej przez Prezydenta Miasta Krzysztofa Żuka i podległych mu urzędników – zwłaszcza Sekretarza Miasta Andrzeja Wojewódzkiego – w sprawach budzących szczególne zainteresowanie społeczne. Spór o jawność rozgorzał wokół odmowy ujawnienia raportu pokontrolnego CBA dotyczącego budowy Dworca Metropolitalnego oraz wykazu umów zewnętrznych kancelarii prawnych obsługujących Urząd Miasta. Teraz głos zabiera RPO, jasno dając do zrozumienia: tak dalej być nie może, prawo obywateli do informacji jest nadrzędne, a uniki ratusza nie mają podstaw prawnych.
RPO: konstytucja gwarantuje jawność, formy zapytań to nie wymówka
Interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) dr hab. Marcina Wiącka nastąpiła po formalnym wniosku posła Moskala z końca kwietnia br., w którym parlamentarzysta alarmował o „uporczywym lekceważeniu” art. 61 Konstytucji RP przez władze Lublina. Artykuł ten gwarantuje każdemu obywatelowi prawo dostępu do informacji o działalności organów władzy publicznej, a zatem także prawo do wiedzy, jak lokalny samorząd wydaje publiczne pieniądze i realizuje inwestycje. Biuro RPO w piśmie z 12 sierpnia 2025 r. do Sekretarza Miasta przypomniało, że obowiązkiem organów władzy jest transparentność, a obywatele – bezpośrednio lub poprzez swoich przedstawicieli (radnych, posłów) – muszą mieć zapewniony dostęp do informacji publicznej. Takie prawo ma rangę konstytucyjną i nie może być ograniczane przez urzędnicze wybieg. Biuro RPO zwróciło uwagę, że przyjęta w lubelskim ratuszu praktyka odmawiania informacji ze względów formalnych podważa ustawowe formy działania posła (interwencja poselska) i radnego (interpelacja), a przede wszystkim godzi w konstytucyjne prawo obywateli do informacji.
W stanowisku Biura RPO podkreślono, że poseł i radny mają nawet szersze uprawnienia informacyjne niż przeciętny obywatel – działają przecież w demokratycznym mandacie, by patrzeć władzy na ręce. Nie ma żadnych formalnoprawnych przeszkód, by różne tryby zapytań łączyć w jednym piśmie, zwłaszcza gdy dotyczą one informacji publicznej – zaznaczył RPO w swoim wystąpieniu. Oznacza to, że ratusz nie ma prawa ignorować pytań tylko dlatego, że przybrały formę interpelacji radnego czy interwencji poselskiej, zamiast zwykłego wniosku o informację publiczną. W ocenie biura Rzecznika sprowadzanie sprawy do sporu o „właściwą formę” wniosku jest nieuprawnione – istotą jest jawność działania władz. Biuro RPO zwróciło się o wyjaśnienia do Sekretarza Miasta, czy informacje żądane przez posła i radnego stanowią informację publiczną. To kluczowe pytanie: jeśli odpowiedź brzmi „tak” (a wszystko wskazuje, że tak właśnie jest), to odmowa ich udostępnienia nie znajduje oparcia w przepisach.
Utajniony raport CBA w sprawie dworca – władze Lublina kontra sąd i obywatele
Sednem sporu jest m.in. raport pokontrolny Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotyczący budowy nowego Dworca Metropolitalnego w Lublinie. Kontrola CBA, zakończona w 2023 roku, wykazała potencjalne nieprawidłowości przy tej flagowej inwestycji miasta. Według ustaleń Biura, wskutek błędów w nadzorze nad budową gmina Lublin mogła ponieść straty sięgające nawet 7,5 miliona złotych. To poważna kwota i poważny zarzut – sprawą zainteresowała się Prokuratura Okręgowa w Lublinie, która wszczęła śledztwo w sierpniu zeszłego roku. Nic dziwnego, że opozycyjni radni miejscy oraz poseł z regionu zażądali ujawnienia dokumentów pokontrolnych, by mieszkańcy mogli poznać pełen obraz sytuacji. Jednak ratusz wstrzymał się z udostępnieniem, powołując się na trwające postępowanie prokuratorskie.
Już jesienią 2024 r. radni PiS bezskutecznie prosili o udostępnienie raportu CBA i powiązanych z nim zastrzeżeń. Urzędnicy zasłaniali się tajemnicą śledztwa – argumentowali, że protokół CBA stał się częścią akt postępowania prowadzonego przez prokuraturę, a więc jego upublicznienie wymaga zgody organów ścigania. To samo usłyszał poseł Moskal, gdy 26 marca 2025 r. skierował do władz Lublina formalną interwencję poselską w sprawie ujawnienia tego dokumentu. W odpowiedzi z 8 kwietnia Sekretarz Wojewódzki stwierdził kategorycznie, że żądanie posła „wykracza poza uprawnienia” instytucji interwencji poselskiej. Innymi słowy – miasto uznało, że poseł nie ma prawa domagać się tych informacji w takim trybie.
Sprawa trafiła jednak na wokandę sądową z inicjatywy Fundacji Wolności i zakończyła się druzgocącym dla ratusza werdyktem. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie 30 stycznia 2025 r. jednoznacznie stwierdził, że Prezydent Lublina pozostawał w bezczynności, nie udostępniając protokołu pokontrolnego CBA. Sąd uznał, że dokument taki stanowi informację publiczną, a przepisy, na które powoływał się urząd (w tym wewnętrzne regulacje CBA czy art. 156 §5 k.p.k. dotyczący akt postępowania przygotowawczego), nie mogą ograniczać prawa do informacji – bo zgodnie z art. 61 ust. 3-4 Konstytucji dostęp do informacji publicznej można ograniczyć tylko ustawą, nie zaś np. rozporządzeniem czy interpretacją urzędnika. Sąd przyznał rację skarżącym: jawność musi ustąpić tylko tam, gdzie wyraźnie stanowi tak ustawa. Wyrok WSA potwierdził więc, że prezydent Żuk i jego służby złamały prawo, odmawiając obywatelom wiedzy o raporcie CBA.Tymczasem w Lublinie – mur. Mimo wyroku, ratusz nadal dokumentów nie udostępnił, chowając się za procedurami. Urzędnicy miejscy cytowani przez lokalny portal Lublin 112 twierdzą, że wyrok WSA nie jest prawomocny i został zaskarżony do NSA, więc dopóki sprawa nie zakończy się prawomocnie, miasto nie czuje się zobowiązane go wykonać. Ponadto, powtarzają argument o tajemnicy śledztwa: przypominają, że akta kontroli CBA zostały włączone do materiału dowodowego prowadzonego przez prokuraturę, gdzie miasto formalnie występuje jako poszkodowany. Według zastępcy prezydenta ds. inwestycji, Tomasza Fulary, ujawnienie raportu przed końcem postępowania prokuratorskiego mogłoby narazić urzędników na odpowiedzialność karną z art. 241 Kodeksu karnego (ujawnianie informacji z postępowania bez zgody). Innymi słowy – ratusz utrzymuje, że ma związane ręce. Nie ma tu mowy – przekonuje Fulara – o żadnym „ukrywaniu niewygodnych informacji”, jak zarzucają PiS-owscy radni, lecz o zwykłym przestrzeganiu prawa.
Takie tłumaczenia nie przekonują jednak Rzecznika Praw Obywatelskich, ani opozycji. Skoro sąd administracyjny już raz odrzucił te wymówki, wskazując że brakuje podstaw prawnych do utajniania raportu, to upór władz Lublina budzi poważne wątpliwości. Poseł Michał Moskal grzmi, że prezydent i jego urzędnicy zwyczajnie ignorują wyroki sądu oraz konstytucyjne prawa mieszkańców, którzy mają prawo wiedzieć, co dzieje się z ich pieniędzmi. – Lublin w 2029 roku ma być Europejską Stolicą Kultury, ale w 2025 roku jest Europejską Stolicą Braku Transparentności! – mówił poseł na jednej z konferencji prasowych, nazywając sytuację powodem do wstydu, a nie dumy. Wskazuje, że władze miasta pod kierownictwem Krzysztofa Żuka ukrywają dokumenty i działają wbrew elementarnym standardom jawności, podważając zaufanie publiczne. Nie sposób nie zauważyć, że takie praktyki – szczególnie w kontekście budowy wartej setki milionów złotych inwestycji (przypomnijmy, nowy dworzec kosztował ok. 340 mln zł, z czego blisko 200 mln zł dołożyła Unia Europejska) – rodzą pytania, co takiego mają do ukrycia miejscy decydenci.
Tajemnicze umowy prawników – ratusz unika odpowiedzi
Drugi wątek, który ujawnił patologie w przepływie informacji, dotyczy wydatków miasta na zewnętrzne usługi prawne. Radny Tomasz Gontarz od ponad roku próbuje uzyskać pełny wykaz umów, jakie Urząd Miasta Lublin zawarł w latach 2023–2024 z prywatnymi kancelariami prawnymi i prawnikami (oraz ewentualnie agencjami doradczymi). Chodzi nie tylko o same kwoty wynagrodzeń, ale też o uzasadnienie, dlaczego w ogóle zewnętrzni prawnicy byli angażowani – czy miejskim prawnikom brakowało kompetencji, czy może zlecano usługi prawne „po znajomości” wybranym kancelariom? To ważne pytania o gospodarność i transparentność finansów publicznych, zwłaszcza że w kraju głośne były przypadki sowitych wynagrodzeń dla kancelarii powiązanych towarzysko z władzami samorządowymi. Nic dziwnego, że opozycja chce te umowy prześwietlić.
I znów – napotyka proceduralne przeszkody. Radny Gontarz złożył w tej sprawie interpelację już 4 września 2024 r., ale ratusz znalazł wybieg: w odpowiedzi (podpisanej przez sekretarza Wojewódzkiego) stwierdzono, że pismo radnego „nie spełnia wymogów interpelacji”. Innymi słowy odrzucono je z powodów formalnych, sugerując, że zapytanie było zbyt ogólne i nie dotyczyło sprawy należącej do kompetencji prezydenta miasta. Kiedy radny spróbował ponownie – składając w maju 2025 r. obszerniejszą interpelację ze sprecyzowanymi pytaniami – rezultat był ten sam. Urząd podtrzymał stanowisko, że… to wciąż nie jest właściwa interpelacja i nie udzielił odpowiedzi merytorycznej. Podobnie potraktowano posła Moskala, który w swoim piśmie z marca br. również zażądał zestawienia wszystkich takich umów. Miasto 8 kwietnia odpowiedziało mu, że poseł nie ma prawa żądać takich danych w ramach interwencji poselskiej – czyli de facto, że przekroczył swoje kompetencje. Zamiast odpowiedzi, wskazano obu pytającym, iż w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) Lublina dostępny jest elektroniczny rejestr umów i „nie ma problemu, żeby to sobie tam sprawdzić”. Rejestr umów udało się ostatecznie uzyskać po złożeniu formalnego wniosku o dostęp do informacji publicznej oraz po zapowiedzi wniesienia skargi do sądu administracyjnego.
Rzecz w tym, że owy rejestr owszem, istnieje, lecz zawiera tylko podstawowe dane o umowach (kontrahent, kwota, przedmiot). Brakuje tam jednak np. uzasadnień, analiz czy opinii prawnych stanowiących podstawę zlecania spraw zewnętrznym kancelariom. Trudno też z samego rejestru wyłuskać akurat wydatki na obsługę prawną spośród tysięcy innych pozycji. Innymi słowy – ratusz odsyłał do BIP; pełniejszy rejestr umów został jednak udostępniony dopiero po złożeniu formalnego wniosku w trybie u.d.i.p. oraz zapowiedzi skierowania sprawy do WSA. Ani radny, ani poseł nie dostali do ręki zbiorczego zestawienia, o które wnioskowali, mimo że przygotowanie takiego dokumentu (choćby poprzez eksport danych z rejestru) nie powinno być problemem. Zamiast tego urzędnicy wybrali drogę maksymalnego utrudnienia dostępu do informacji.
Poseł Moskal nie kryje oburzenia: jego zdaniem sekretarz Wojewódzki w sprawach problematycznych konsekwentnie kwestionuje tryb i zakres pytań, co skutkuje odmowami lub odwlekaniem odpowiedzi.Tymczasem dane o umowach i wydatkach publicznych bezsprzecznie stanowią informację publiczną w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej – prawo gwarantuje jawność finansów samorządu. Skoro tak, to – zdaniem Moskala – uporczywe i celowe odmawianie udzielenia tych informacji wyczerpuje znamiona poważnego naruszenia, a nawet przestępstwa urzędniczego. Poseł przypomina, że Kodeks karny w art. 231 §1 przewiduje odpowiedzialność za niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego – a obowiązkiem tym jest m.in. działanie zgodnie z prawem i transparentnie. Z tego powodu już w kwietniu poseł Moskal złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez sekretarza Lublina. Chodziło zarówno o sprawę raportu CBA, jak i o odmowę przygotowania zestawienia umów z kancelariami prawnymi. Prokuratura Rejonowa Lublin-Północ odmówiła jednak wszczęcia śledztwa, uznając – ku zadowoleniu ratusza – że działania urzędnika nie nosiły znamion czynu zabronionego. W uzasadnieniu stwierdzono m.in., że poselskie interwencje i radne interpelacje nie były formalnymi wnioskami o dostęp do informacji publicznej, sugerując, iż skarżący powinni skorzystać z innych, administracyjnych środków. Decyzja ta zapadła w czerwcu, a w lipcu – po odrzuceniu zażalenia Moskala – stało się jasne, że prokuratura nie podejmie tematu.
Władze Lublina odtrąbiły wtedy sukces. Zastępca prezydenta Fulara i sam prezydent Żuk publicznie nazwali działania posła i radnych PiS „czysto politycznym atakiem bez merytorycznych podstaw” i zażądali od nich przeprosin za rzekome pomówienia sekretarza miasta. – Liczę, że posłowi Moskalowi i radnemu Gontarzowi nie zabraknie odwagi i przeproszą publicznie Sekretarza Miasta za naruszenie jego dobrego imienia – stwierdził dla „Dziennika Wschodniego”. Wtórował mu prezydent Żuk, nazywając całą sprawę „niczym niepotwierdzonym donosem mającym wywołać szum medialny” i wyrażając nadzieję, że następnym razem PiS-owscy radni i posłowie „zanim podejmą działania, najpierw zapoznają się z przepisami prawa”. Słowem – miejskie władze odwróciły role, malując siebie jako ofiary nagonki, a pytających o informacje jako awanturników szukających rozgłosu.
Efekt domina: RPO stawia władzom Lublina ultimatum, radni żądają przeprosin
Interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich właśnie odwróciła bieg tej narracji. Okazuje się bowiem, że nawet jeśli prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa (co można tłumaczyć niejednoznacznością obecnych przepisów co do trybu egzekwowania informacji), to z punktu widzenia standardów demokratycznych i praw obywatelskich stanowisko władz Lublina jest nie do obrony. Biuro RPO wsparło kluczowe zastrzeżenia dotyczące standardów jawności i zagrożeń dla prawa do informacji. W swoim piśmie do lubelskiego ratusza Rzecznik jasno daje do zrozumienia, że praktyka arbitralnego uznawania, które pismo „jest interpelacją, a które nie jest” – i uzależniania od tego obowiązku udzielenia odpowiedzi – jest działaniem nieprawidłowym i szkodliwym z punktu widzenia prawa. To bezpośrednio podważa linię obrony przyjętą przez prezydenta Żuka i sekretarza Wojewódzkiego. Innymi słowy, argument prokuratury, że radni i poseł nie złożyli formalnego wniosku o informację, nie oznacza, że urząd mógł z czystym sumieniem odmówić – bo przecież poselskie i radne zapytania również służą uzyskaniu informacji publicznej i nic nie zwalnia władzy z obowiązku szczerej odpowiedzi.
Reakcja na ruch RPO jest natychmiastowa. – To ważny krok – moja interwencja przynosi efekty, ale nie spocznę, dopóki Lublin nie stanie się miastem transparentnym – komentuje Michał Moskal. Poseł nie kryje satysfakcji, że najwyższy organ stojący na straży praw obywatelskich poparł jego starania o jawność. Przypomina, że jeszcze kilka tygodni temu prezydent Żuk i jego zastępca domagali się, by to on i radny Gontarz „publicznie przeprosili” sekretarza miasta. – Po interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich i w świetle wskazanych przez niego nieprawidłowości wydaje się, że to raczej pan prezydent Żuk i jego zastępca powinni publicznie przeprosić mnie i pana radnego – ripostuje Moskal. Jego zdaniem urząd miasta dopuścił się karygodnego lekceważenia zasad państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego, a mieszkańcy Lublina mają pełne prawo wiedzieć, jak wydawane są ich pieniądze. – Nie godzę się na praktyki polegające na ograniczaniu dostępu do dokumentów dotyczących wydatków na obsługę prawną. Takie działania prowadzą jedynie do erozji zaufania publicznego i osłabiają fundamenty lokalnej demokracji – dodaje poseł PiS. Zapowiada, że jeśli władze Lublina nie zmienią podejścia, będą musiały liczyć się z dalszymi konsekwencjami – zarówno prawnymi, jak i politycznymi, bo sprawa nabiera ogólnokrajowego rozgłosu.
Swojego zadowolenia z reakcji Rzecznika nie kryje też radny Tomasz Gontarz, którego dociekliwość w sprawach miejskich finansów wreszcie zyskała potwierdzenie na wysokim szczeblu. – Jako radny czuję się zobowiązany wobec mieszkańców do realnego nadzoru nad wydatkowaniem środków publicznych. Oczekuję od Prezydenta Lublina jawności i rzetelności w prezentowaniu wszystkich dokumentów dotyczących wydatków miasta, bez zbędnych barier biurokratycznych – podkreśla Gontarz. Przypomina, że biuro RPO jasno stwierdziło, iż praktyka lubelskiego ratusza, polegająca na arbitralnym decydowaniu, które pismo radnego jest interpelacją a które nie, jest nieprawidłowa. – Liczę na to, że kierownictwo Ratusza wyciągnie z tego odpowiednie wnioski – mówi radny. Jednocześnie zgryźliwie zauważa, że obecna sytuacja przypomina sceny z kultowych filmów Stanisława Barei, gdzie urzędnik potrafił bezczelnie powiedzieć: „Nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobi?”. – Czasy Barei i taki klimat muszą opuścić mury lubelskiego Ratusza – kwituje Tomasz Gontarz, sugerując, że buta i arogancja władzy powinny odejść do lamusa.
Biuro RPO zwróciło się o informację; Sekretarz ma obowiązek ustosunkować się do pytania Biura, czy żądane informacje stanowią informację publiczną. – a trudno sobie wyobrazić, by mógł zaprzeczyć faktom (bo umowy miasta i raport z działalności organu państwowego niewątpliwie informacją publiczną są). Oczekuje się, że RPO po otrzymaniu wyjaśnień podejmie dalsze kroki – być może wystąpi z oficjalnym zaleceniem lub nawet skieruje sprawę do sądu administracyjnego w trybie własnej skargi. Niezależnie od tego, już teraz jasne jest, że lubelski ratusz znalazł się pod lupą. Narracja o „Europejskiej Stolicy Braku Transparentności” zyskała mocne potwierdzenie. Mieszkańcy Lublina – za pośrednictwem mediów i działań opozycji – dowiedzieli się, że ich władze przez długi czas stosowały uniki na granicy prawa. Teraz najwyższy czas, by Prezydent Żuk i jego urzędnicy wzięli sobie do serca zasady jawności życia publicznego. W przeciwnym razie kolejne instytucje mogą zacząć wyciągać konsekwencje, a wyborcy – tracić zaufanie. Prawo do informacji publicznej to fundament, na którym opiera się kontrola społeczna i rozliczalność władzy. W Lublinie właśnie przypomniano o tym w najgłośniejszy z możliwych sposobów.
Źródło: Republika, Lublin112.pl, Dziennik Wschodni, Pismo Rzecznika Praw Obywatelskich
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X
Polecamy Poranek Radia
Wiadomości
Najnowsze

Tomasz Sakiewicz: Cały cywilizowany świat łącznie z Niemcami oczekuje od Tuska dymisji

Sześć osób oskarżonych o wyłudzenie 1,8 mln zł m.in. metodą na „wnuczka”

Dr Leśkiewicz: Obecność wojsk amerykańskich w Polsce gwarantuje nam bezpieczeństwo
