Dziś rozpoczął się proces środowisk LGBT przeciwko Stowarzyszeniu Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza. Chodzi o tzw."edukację antydyskryminacyjną". Komentarza w tej sprawie udzielił nam wiceprezes Stowarzyszenia, Grzegorz Strzemecki, który zeznawał na dzisiejszej rozprawie. Kolejne wyznaczone są na maj i czerwiec.
– Proces służy temu, żeby – mówiąc wprost: zakneblować rodziców. Napisaliśmy list do ok. 20 tysięcy szkół, ostrzegając przed edukacją rzekomo antydyskryminacyjną. Profesor Małgorzata Fuszara stwierdziła, że naruszyliśmy w ten sposób jej dobra osobiste. I choć panią profesor można skrytykować za wiele rzeczy, w naszym liście nie ma żadnej krytyki pod jej adresem. Jej osoba jest jedynie podana jako przykład, że skład Komisji Rektorskiej dotyczącej dyskryminacji jest klasycznym przykładem tego „przechyłu”, który polega na tym, że teoretycznie polityka rzekomo antydyskryminacyjna obejmuje ok. kilkanastu różnych przesłanek dyskryminacji: narodowość, religia, pochodzenie etniczne, niepełnosprawność, ubóstwo, kolor skóry etc. Jest jednak powszechne odczucie, że z tych wszystkich przesłanek najważniejsze okazują się zawsze orientacja seksualna i tożsamość płciowa. W składzie tej Komisji Rektorskiej Uniwersytetu Warszawskiego, w pierwszej kadencji, kilka lat temu wstecz, na pięć osób cztery były jakoś związane albo ze środowiskiem, albo z ideologią LGBT+- powiedział nasz rozmówca.
– To wszystko pokazuje, jak bardzo polityka „antydyskryminacyjna” jest w istocie dyskryminująca, ponieważ dyskryminuje inne przesłanki dyskryminacji. Tylko dwie z nich okazują się najważniejsze, przytłaczając pozostałe. Wbrew pozorom dyskryminacja przesłanek nie jest pojęciem abstrakcyjnym, gdyż automatycznie oznacza dyskryminację ludzi. Problemy innych ludzi są marginalizowane, najważniejsze nagle okazują się problemy osób LGBT+- ocenił Grzegorz Strzemecki.
Pytany o to, co kryje się za pojęciem polityki czy też edukacji "antydyskryminacyjnej, wiceprezes Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza zwrócił uwagę, że w tym kontekście zachęca raczej do tego, aby mówić o "edukacji/polityce rzekomo antydyskryminacyjnej
– Tak naprawdę kryje się za tym propagowanie tej całej sfery antropologii queer, czyli „równościowej”, mówiącej o tym, że wszystkie zachowania seksualne są tak samo dobre, zarówno w sensie medyczno-biologicznym, jak i moralnym-wskazał rozmówca portalu telewizjarepublika.pl.
– Trzeba mieć świadomość, że cała ta edukacja równościowa, rzekomo antydyskryminacyjna, jest nierozłączna z progresywną edukacją seksualną. Najlepszym przykładem są „Standardy edukacji seksualnej” WHO, gdzie jest powiedziane, że te zajęcia mają rozwijać postawy otwarte i nieoceniające, pozytywne postawy wobec wszystkich rodzajów związków. Czyli niezależnie od tego, jaki byłby ten związek: sado-maso, kazirodczy, homo, hetero, to powinniśmy mieć do tego jednakowy, pozytywny stosunek. Taki jest przekaz wychowawczy: nie ma ani norm moralnych, ani biologicznych, ani obyczajowych- wszystko jest równe- podkreślił.
-Gdzie leży granica pomiędzy walką z dyskryminacją a demoralizacją dzieci?- zapytaliśmy pana Grzegorza Strzemeckiego.
– Ta granica jest przekraczana, kiedy to się narzuca albo gdy wprowadza się to podstępem, tak jak ujęły to bardzo dobrze same "edukatorki", jak nagrały to dziennikarze programu „Alarm”. Aby wejść do szkoły, podaje się tematy zajęć, brzmiące „przyzwoicie”: tolerancja, równość, sprzeciw wobec przemocy. W rzeczywistości pod tym kryje się ta twarda indoktrynacja, zaburzanie seksualności, ponieważ mówi się dzieciom, że mają sobie poszukać jakiejś innej tożsamości, czy przypadkiem nie czują się gejem, lesbijką albo transseksualistą- tłumaczył wiceprezes Stowarzyszenia Rodziców Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza.
– To deklarowane poczucie tożsamości przekłada się później na zachowania seksualne, co wynika ze statystyk opublikowanych przez najważniejszą agencję zdrowotną, Centers for Disease Control and Prevention, dotyczących młodzieży licealnej w różnych stanach amerykańskich. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wzrósł odsetek nastolatków deklarujących się jako gej, lesbijka, biseksualista bądź niepewny swojej tożsamości- wskazał Strzemecki.
Pytany o szczegóły samej dzisiejszej rozprawy, nasz rozmówca relacjonował:
– Zeznawałem dość długo. Jak na razie rozprawa zakończyła się na etapie informacyjnego wysłuchania stron. Najpierw mówiła pani profesor Fuszara, która potem odpowiedziała na pytania sądu i obu stron, później mówiłem ja, również odpowiedziałem na pytania. Pojawiły się różne „techniczne” ustalenia i na tym rozprawa się skończyła.
Grzegorz Strzemecki odpowiedział również, że w tym momencie nie pamięta dokładnie terminów kolejnych rozpraw, ale jedna została wyznaczona na maj, druga- na czerwiec.