Aborcja, aborcja pourodzeniowa, eutanazja dzieci (pierwszą właśnie wykonano w Belgii) - to wszystko już rzeczywistość na Zachodzie. Ale obiektem ataku staje się profesor Zbigniew Stawrowski, który powiedział, że rodzice mają prawo, a czasem obowiązek stosować kary, także niekiedy cielesne. To jest miara schizofrenii naszej cywilizacji.
I żeby to dostrzec wcale nie trzeba uważać klapsa za znakomitą metodę wychowawczą. Ja akurat jej za taką nie uważam. Nie widzę potrzeby ich stosowania. Ale… mam też świadomość, że istnieją rodzice, którzy mają inne podejście. To zaś rodzice, a nie eksperci czy tym bardziej państwo odpowiadają za wychowanie dzieci. A jakby tego było mało, odmienne podejście, ma do tej kwestii sam Ojciec święty Franciszek, który zupełnie otwarcie przyznaje, że kary cielesne, przysłowiowy klaps może stać się metodą wychowawczą. - Jeden z ojców powiedział: "Czasami muszę uderzyć dzieci, ale nigdy nie biję ich po twarzy, aby ich nie poniżyć". Jakie to piękne. Ten ojciec ma poczucie godności swoich dzieci. Musi ukarać, czyni to sprawiedliwie i idzie dalej - mówił Ojciec święty Franciszek.
Identyczne stanowisko zajmuje, choćby znakomity etyk katolicki, ojciec Jacek Woroniecki. „Należy jeszcze poświęcić trochę miejsca karom cielesnym, które w ostatnim wieku pedagogika zwalczała w szczególny sposób, zapewne dlatego, że poprzednie wieki zbyt ich nadużywały i stosowały je szablonowo. Oprócz uprzedzeń doktrynalnych, szerzonych przez kierunki liberalne w pedagogice, niemałą rolę odgrywa tu również ta okoliczność, że wymierzanie kary cielesnej dziecku jest czynnością niemiłą, od której niejeden wychowawca uchyla się przez zwykle sobkostwo i lenistwo. W zasadzie przeciw ich stosowaniu nie można nic powiedzieć: trochę bólu, połączone z upokorzeniem, jakiego dziecko dozna na skutek przewinienia, silniej niż inne kary wstrząśnie jego budzącym się sumieniem i skłoni do liczenia się z wymaganiami starszych oraz podporządkowania się dobru wspólnemu tego środowiska, w którym żyje. W chrześcijańskiej tradycji wychowawczej kary cielesne miały zawsze swe miejsce i opierały się na wyraźnych wskazaniach ksiąg dydaktycznych Starego Testamentu, za którymi później poszła praktyka wieków. Nie ma zatem podstaw, aby dziś pedagogika chrześcijańska miała się ich wyrzekać dla bezpodstawnych uprzedzeń, jakie sieją fałszywe kierunki filozoficzne. W granicach wychowania rodzinnego winny być one stanowczo utrzymane, natomiast problem wprowadzenia ich z powrotem do wychowania szkolnego może podlegać dyskusji nie ze względów zasadniczych, ale praktycznych” - podkreślał ojciec Woroniecki.
Nie trzeba się z nimi zgadzać, można, a nawet trzeba dyskutować, ale warto sobie uświadomić, że dyskusja na temat metod wychowawczych się toczy. I zamiast histeryzować, wyolbrzymiać temat, zacząć myśleć, a także poznać historię metod wychowawczych. Nie wszystkie są idealne, nie wszystkie się sprawdziły, ale tak się składa, że do cnót (a naszym celem jako rodziców jest wychowanie ludzi cnotliwych, a nie tylko zadowolonych z siebie) wychowywano o wiele skuteczniej kiedyś niż teraz.
Powód? Pewnie jest ich wiele, ale jednym z nich jest bez wątpienia dominacja bezstresowego wychowania, a także uznanie, że psycholodzy mają być autorytetem w dziedzinie środków niezbędnych do dobrego wychowania dzieci. Tyle, że to fikcja. Środki są uzależnione od celu. Jeśli celem jest wychowanie człowieka, który będzie zadowolony z siebie, to zastosujemy inne środki, niż wtedy, gdy chodzi o wychowanie człowieka mężnego i dzielnego, pełnego cnót. Warto rozmawiać o tym, jakie są nasze cele, jak je chcemy osiągnąć, w jakim kierunku ma iść wychowanie. I zamiast histerii podawać argumenty.
Tomasz P. Terlikowski