36-letnia kobieta zaginęła na Helu dwa tygodnie temu. Weszła do wody gdzie obowiązywał zakaz kąpieli. Rodzina zarzuca ratownikom, że działali zbyt opieszale. Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa odpiera zarzuty.
Kobieta zaginęła 8 sierpnia po godzinie 20. 36-latka weszła do morza w miejscu, gdzie obowiązywał zakaz kąpieli i od tamtej pory nikt jej nie widział. Jej rodzina twierdzi, że służby ratunkowe działały zbyt wolno.
– Ludzie nam opowiadali, że siostra przez 20-25 minut utrzymywała się jeszcze na wodzie, prąd ją wynosił na horyzont, ale zaczęło zachodzić słońce i później nikt już jej nie widział. Cenne minuty uciekały, a ratowników nie było – mówił portalowi gazeta.pl brat zaginionej.
Jak relacjonuje rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, informację o zdarzeniu ratownicy dostali o godz. 20:25. Łódź ratownicza ze statku "Sztorm" dotarła na miejsce po upływie 10 minut.