Gmyz o infoaferze: Nie ma urzędu, gdzie nie sięgnęły jej macki
– W Polsce nie ma takiego urzędu, gdzie nie sięgnęły macki infoafery – mówił w programie „Wolne głosy” Cezary Gmyz. Dziennikarz śledczy podkreślał, że tak ogromna skala tej afery nie byłaby możliwa bez przyzwolenia rządzących.
Polscy prokuratorzy i agenci CBA pracujący nad rozpracowaniem korupcyjnego układu związanego z rządowymi zamówieniami informatycznymi, przesłuchali pięciu pracowników IBM odpowiedzialnych za Polskę i naszą część Europy. Przesłuchanie odbyło się w USA. Jak informowała Rzeczpospolita, amerykańscy menadżerowie pogrążyli w swoich zeznaniach podejrzanych o korupcję w Polsce.
Afera „apolityczna”?
W pierwszej części rozmowy przypomniano rozmowę Anity Gargas z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, którą wyemitowano w 30 odcinku programu „Zadanie specjalne”. Wojtunik wyjaśniał wówczas, że nieprawidłowości związane z infoaferą polegają na tym, że „Polska była bardziej komputeryzowana niż informatyzowana”. – Biorąc pod uwagę duże środki przeznaczone na informatyzację oraz brak możliwości poprawnego nadzorowania tych procesy związanych z niekompetencją urzędników, na tym polu dochodziło do nieprawidłowości – wyjaśniał szef CBA, podkreślając, że zagraniczne firmy wykorzystywały tę sytuację. – Dochodziło do tego poprzez korupcję polegającą na tym, że przed zamówieniem dochodziło do swoistej umowy między urzędnikami a promowaną firmą – uzupełniał Wojtunik.
Jego zdaniem infoafera jest „całkowicie apolityczna, gdzie liczył się tylko zysk firm, które wykorzystywały taki stan rzeczy”. – Czysta korupcja w CPI skaża i policję, i MSW oraz inne urzędy, gdzie prowadzimy kontrole – przyznał jednak Wojtunik. Jego zdaniem szef MSW ponosi odpowiedzialność za wszystko, co się dzieje w jego resorcie, ale nie potwierdził, czy minister mógł wiedzieć o aferze. – To pytanie do ministrów, czy kontrolowali to, co się tam działo. Nie ma dowodów na to, aby te sprawy były sterowane w sposób polityczny – wyjaśniał szef CBA w 30 odcinku „Zadania specjalnego”.
Gmyz: Afera nie byłaby możliwa bez przyzwolenia rządzących
– W Polsce nie ma takiego urzędu, gdzie nie sięgnęły macki infoafery. Te macki sięgały również Polski lokalnej, brudne pieniądze przepływały w wielu kierunkach – zauważył komentujący najnowsze doniesienia w sprawie infoafery Cezary Gmyz. Dziennikarz śledczy wyjaśniał, że korzenie infoafery sięgają lat 90.,kiedy wytworzył się mechanizm umożliwiający korupcję na taką skalę.
Gmyz podkreślał, że głównym elementem tego mechanizmu było oprogramowanie, a został on przetestowany na Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Następnie rozszerzyło się to na inne instytucje. – Nie tylko urzędy, ale także spółki Skarbu Państwa są umoczone w tej aferze.
Owszem, cała afera jest polityką, i jeżeli do tej pory nie natrafiono na ślady polityków, to słabo szukano – podkreślał Gmyz, odwołując się do słów Pawła Wojtunika o „apolityczności” infoafery. – Taka skala patologii nie byłaby możliwa bez przyzwolenia rządzących polityków – skwitował dziennikarz śledczy.