Media związane z opozycją sugerują, że francuskie problemy z Caracalami związane są z francuskim systemem dowodzenia, a sama maszyna wcale nie jest wadliwa. Argumenty te w rozmowie z portalem Tysol.pl obala gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
– Nie znam szczegółów francuskiego systemu dowodzenia, ale gdyby rzeczywiście nie było problemów z Caracalami to informacja nie wypłynęłaby na zewnątrz. Poziom frustracji musiał być wysoki, a wiąże się to przede wszystkim z ogromnymi kosztami. Koszty śmigłowców to nie jest tylko koszt zakupu, a ten w przypadku propozycji dla strony polskiej już był bardzo wysoki, ale to również coś, czego wtedy nie podkreślano – koszty eksploatacji, użytkowania. Okazuje się, że są one tak duże, że nawet armii francuskiej na to nie stać. To rzeczywiście niezła mina, na którą mogliśmy nadepnąć. Na szczęście tak się nie stało. To kwestia również premiera Morawieckiego, który przyglądał się temu przetargowi. Myślę, że intuicyjnie, jako człowiek związany z biznesem, czuł, że coś w tym wszystkim nie gra – stwierdza gen. Polko.
A jak generał ocenia niedawno zmodernizowane śmigłowce Anakonda? – To tak naprawdę łatanie dziur. Brakuje systemowego myślenia, przygotowania, ale przede wszystkim kompetentnego głosu użytkowników. Potrzebne są w Polsce zarówno śmigłowce bojowe, wielozadaniowe, do prowadzenia operacji specjalnych, działań aeromobilnych czy poszukiwania ratowniczego na morzu. Tutaj akurat tę dziurę załatano. To nie jest kwestia tylko kupna modelu. Wszyscy wiemy, że nawet w przemyśle samochodowym nie zarabia się na produkcji, tylko na serwisie. Kalkulacja kosztów opłaca się strategicznie. Kupując Caracale nie ponieślibyśmy tylko kosztów, które byśmy mieli w pierwszym rzucie, ale weszlibyśmy w określony system. Gdyby właśnie coś takiego wybuchło jak we Francji to koszty by wzrosły. Musielibyśmy wycofać się z całego systemu logistycznego, który wiąże się z posiadaniem określonego typu statków powietrznych – dodaje gen. Polko.