Osoby szczepione preparatem AstryZeneki objawy niepożądane mają częściej po pierwszej dawce – mówił PAP dr hab. Piotr Rzymski. Wskazał, że szkoły powinny być na to przygotowane.
- Ale obserwujemy też zmiany nastawienia w zależności od typu preparatu, na co niewątpliwy wpływ mają media. Gdy do Polski zmierzały pierwsze dawki szczepionki BioNTechu/Pfizera to podejście do nich było mało optymistyczne. Wystarczyło nazywać je szczepionkami genetycznymi, by ludziom automatycznie kojarzyły się z modyfikacjami naszego DNA – strach ten zresztą starały się podsycać niektóre środowiska – mówił.
Ekspert podkreślił, że nie trzeba jednak studiować wyników badań klinicznych, by dowiedzieć się, że w przypadku preparatu firmy AstraZeneca więcej objawów ubocznych i z większym nasileniem występuje właśnie po podaniu pierwszej dawki, a nie drugiej.
Skutki uboczne
- Wystarczy po prostu zerknąć w charakterystykę produktu leczniczego – tam jest to wprost napisane. Zacytujmy: „W porównaniu z pierwszą dawką, działania niepożądane zgłaszane po podaniu drugiej dawki były łagodniejsze i zgłaszane z mniejszą częstością". O jakich objawach mowa? Poza bólem w miejscu wstrzyknięcia, przede wszystkim spodziewać należy się bólu głowy, zmęczenia, bólu mięśni, złego samopoczucia, gorączki, bólu stawów i nudności. Objawy te mijają na ogół w przeciągu kilku dni – wskazał dr Rzymski.
Dodał, że także gorączka po podaniu preparatu AstryZeneki zdarza się stosunkowo częściej niż po szczepionkach wykorzystujących technologię mRNA – i nie jest to żadna sensacja, tylko kwestią zastosowanej technologii w produkcji. Ekspert wskazał, że w przypadku wystąpienia gorączki po szczepionce AstryZeneki można wziąć lek zawierający paracetamol.
- Szczepiony musi wiedzieć, czego może się spodziewać, a także rozumieć, że to wszystko to tak naprawdę jedynie przejściowy rezultat działania szczepionki, która pobudza układ odporności. Szkoły powinny być przygotowane, że przy grupowych szczepieniach może wystąpić odwołanie lekcji lub zmiany w planie. Warto o tym poinformować uczniów. Dzięki temu zamiast sensacji podgrzewanej przez media, będziemy mieć zrozumienie sytuacji – podkreślił ekspert.