Ekoterroryści w natarciu!
Od czterech lat słyszymy o protestach ekologów, a ich akcje przybierają czasami na sile na tyle, że można już mówić o ekoterroryźmie. Właśnie o tym był dzisiejszy odcinek „Końca systemu”.
Od blisko czterech lat organizacje ekologiczne protestują przeciwko polityce obecnego rządu, a ich akcje nasilają się przy okazji głośnych inwestycji. Jedną z nich jest przekop Mierzei Wiślanej – według organizacji Greenpeace „Rząd wydał polityczny wyrok na Mierzeję i Zalew Wiślany”.
– Nie ma takiej możliwości, aby naruszyć system ekologiczny. Wycinka drzew odbyła się na 0.5% powierzchni – to nie może znacząco oddziaływać na środowisko – tłumaczył nam Bartłomiej Obajtek, Dyrektor Regionalny Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku.
Protesty organizacji ekologicznych nie zablokowały prac na Mierzei Wiślanej.
– Ekolodzy protestowali generalnie przeciwko przekopowi mierzi – wyjaśnił Jan Piotrowski, rzecznik prasowy nadleśnictwa w Elblągu. Podkreślił, że wyczuli moment, w którym mogli rozpocząć pikiety i nagłaśniać swoje postulaty.
Ekolodzy protestowali również przeciwko wycince chorych drzew m.in. w Puszczy Białowieskiej. Jedną z drastyczniejszych form protestu było podpalenie na początku tego roku maszyn w nadleśnictwie Szklarska Poręba.
– Jedna z tych maszyn o wartości ponad 2 mln złotych została całkowicie zniszczona, druga o wartości 1,5 mln została częściowo nadpalona. Straty zostały oszacowane w przypadku tej drugiej maszyny na 10 tys. złotych. Podjęte zostały czynności przez miejscową policję i prokuraturę w Jeleniej Górze. Na miejscu przeprowadzono oględziny m.in. z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa. Penetrowano teren dookoła miejsca tego zdarzenia, nie ujawniono śladów, które na dzień dzisiejszy doprowadziłyby do ustalenia sprawców przestępstwa natomiast na drzewie znajdującym się obok podpalonych maszyn została przymocowana kartka, której treść świadczyła o tym, że podpalenie było związane z tym, że działanie związane z wycinką lasów był działaniem nie ekologicznym – została ona podpisana jako „zielony front” – mówił nam Tomasz Czułowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
– Prowadzone dotychczas postępowanie nie doprowadziło do ujawnienia sprawców tego zdarzenia, natomiast w dalszym ciągu wykonywane są działania zmierzające do tego, kto mógł dopuścić się tego czynu. W marcu 2019 roku również w tej okolicy doszło do podobnego zdarzenia. Wtedy maszyna wykonująca podobną pracę została uszkodzona. Wówczas też znaleziono kartkę z treścią wskazującą na to, że sprawca dopuścił się uszkodzenia tej maszyny – mówił Czułowski.
Zawiadomienie do jeleniogórskiej prokuratury złożyli przedstawiciele nadleśnictwa w Szklarskiej Porębie.
Już na samym początku została odrzucona wersja, że spalenie maszyn było wynikiem działań nieuczciwej konkurencji.
– Była to jedna z możliwości, ale na naszym terenie nie ma sygnałów o konkurencji między firmami. Wręcz przeciwnie, mamy tej pracy więcej niż te firmy są w stanie przyjąć. Ten teren jest wymagający. Mamy więcej pracy niż ci ludzie są w stanie przyjąć. Maszyny, które zostały uszkodzone, zajmowały się usuwaniem szkód po huraganie z października zeszłego roku, w wyniku którego uszkodzonych zostało ok. 60 tysięcy metrów sześciennych drewna na przestrzeni ponad 120 hektarów. Maszyny te pozyskiwały złomy i wywroty, które były wynikiem tych wiatrów. Prace tych maszyn były o tyle ważne, że szybkie usunięcie tych drzew gwarantowało zabezpieczenie przed skutkami finansowymi, tj. utratą jakości tego surowca. Prace te miały na celu odnowienie tych drzew do ponownego sadzenia, które miało być realizowane jesienią tego roku i na wiosnę przyszłego roku. Takie uszkodzenie maszyn sparaliżowało naszą pracę – tłumaczył zastępca nadleśniczego w Szklarskiej Porębie Jakub Tomza.
W związku ze wzmożonymi protestami ekologów media zainteresowały się źródłami finansowania tych organizacji. Okazało się, że większość pieniędzy płynie do nich z zachodnich grantów. Najbardziej widoczne w Polsce są WWF oraz Greenapeace. Pierwsza z nich - World Wide Fund for Nature w 2017 r. zarobiła ponad 28 mln zł. Jej główna siedziba znajduje się w Szwajcarii w radzie fundacji Wwf działającej w Polsce zasiada m.in. Mariusz Grendowicz, ekonomista, który za rządów koalicji PO-PSL, w latach 2013–2014 był prezesem spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe, prof. Rafał Kowalczyk z Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, który wraz z prof. Piotrem Tryjanowskim i dr. Michałem Żmihorskim opracowali odpowiedź na 30 pytań w sprawie Puszczy Białowieskiej, gdzie wychwalali kornika drukarza. Profesor Kowalczyk atakował również polski rząd podczas zgromadzenia UNESCO w Krakowie. Działał ramię w ramię m.in. z dziennikarzem „Gazety Wyborczej” Adamem Wajrakiem. W radzie fundacji WWF zasiada również Agata Wejchert-Dworniak, córka założyciela ITI Jana Wejcherta. Z kolei Greenpeace Polska w 2017 roku osiągnęła przychód 9 mln zł a w jej władzach zasiadają głównie obywatele Austrii - Egit Alexander Prezes Zarządu, Korbler Gertrud członek zarządu, i trzy osoby z rady fundacji Reindl Heinz, Faber Florian Karin Küblböck. Koszt tego zarządu to kwota ok. 1,34 mln zł rocznie. Zaprosiliśmy Krzysztofa Cibora, przedstawiciela Greenpeace Polska do rozmowy w naszym programie.
W programie przywołano również zapis rozmowy telefonicznej pomiędzy red. Dorotą Kanią a Krzysztofem Ściborem z Greenpeace.
Dorota Kania: Chciałabym zaprosić do mojego programu. Robię materiał nt. ekologii, Greenpeace’u, działań ekologów w Polsce. Drugim gościem będzie pan Jacek Liziniewicz z „Gazety Polskiej”.
Krzysztof Ściborski: Yhm… To bardzo ogólnie brzmi. Czy może pani coś więcej powiedzieć nt. tego, pod jakim kątemna temat ekologów i działań ekologów w Polsce? Nie wiem czy jestem właściwą osobą, dlatego pytam.
DK: Poszukuję kogoś z Greenpeace’u, ponieważ chciałem dowiedzieć się o państwa działaniach w Polsce, jeśli chodzi o temat dot. np. klimatu. Wśród tematów znajdą się również ochrona przyrody, Puszcza Białowieska, ochrona lasów i zasobów naturalnych.
KŚ: Pozwolę sobie zadzwonić do Pani w ciągu godziny. Dziękuję bardzo, zadzwonię w ciągu godziny.
DK: Dobrze. Dziękuję, do widzenia.
Godzinę później dostaliśmy odpowiedź SMS:
Dzień dobry, tu Krzysztof Cibor. Sprawdziłem kalendarz. Niestety mam jutro w ciągu dnia nieprzekładalne już spotkanie, które uniemożliwia mi udział w Pani programie. . Próbowałem znaleźć zastępstwo, ale nie udało mi się. Bardzo proszę o przysyłanie zaproszeń z odrobinę większym wyprzedzeniem. Z dnia na dzień jest mi trudno dokonywać zmian w kalendarzu.