Dwaj podejrzani ws. katastrofy w Szczyrku mają wrócić do aresztu
Zwolnieni przez bielski sąd dwaj mężczyźni, podejrzani o przyczynienie się w grudniu ubiegłego roku do wybuchu gazu w Szczyrku, w wyniku którego zginęło osiem osób, mają wrócić do aresztu – zdecydował we wtorek Sąd Apelacyjny w Katowicach.
SA uwzględnił zażalenia bielskiej prokuratury na decyzję tamtejszego sądu, który w połowie maja nie przedłużył im aresztowania o kolejny okres. Dwaj z trzech aresztowanych zostało zwolnionych 16 maja. To pracownicy firmy, która wykonywała przewiert i – według ustaleń śledztwa – uszkodziła gazociąg, co doprowadziło do wybuchu, który zniszczył dom jednorodzinny - operator wiertnicy i jego pomocnik.
"Sąd postanowił zmienić zaskarżone postanowienie – uwzględnić wnioski prokuratorskie i ponownie zastosować wobec obu podejrzanych tymczasowe aresztowanie na okres trzech miesięcy" - powiedział PAP rzecznik SA sędzia Robert Kirejew.
Inaczej niż sąd I instancji, sąd odwoławczy uznał, że istnieją przesłanki do dalszej izolacji podejrzanych. Zaliczył do nich uzasadnioną obawę utrudniania przez nich postępowania, związaną z tym, że jeszcze nie wszystkie dowody zostały zgromadzone, oraz grożąca im surową karę. Sąd zwrócił uwagę na tragiczne skutki katastrofy.
Okres trzymiesięcznego aresztowania zacznie upływać od chwili zatrzymania podejrzanych. Sędzia Kirejew zaznaczył, że w tym przypadku – kiedy sąd dopiero w postępowaniu odwoławczym stosuje areszty - obrona może złożyć zażalenie, które rozpozna inny skład SA. Obrona już zapowiedziała złożenie takich zażaleń.
Do tragedii w Szczyrku doszło wieczorem 4 grudnia ub.r. Wybuch gazu zniszczył całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Po wybuchu bielska prokuratura wszczęła śledztwo. Ustalono m.in., że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom.