Będzie ciąg dalszy procesu 53- latka z Bielska Podlaskiego, oskarżonego o zabójstwo żony, której zwłoki znaleziono dopiero siedem lat po zbrodni. Sąd pierwszej instancji uznał, że sprawca działał nie w afekcie, a z zamiarem bezpośrednim; skazał go na 15 lat więzienia.
Jak poinformował Sądu Okręgowy w Białymstoku apelację wnieśli obrońca oskarżonego i prokuratura. Prokuratura chciała w tej sprawie 25 lat więzienia i podtrzymuje ten wniosek, obrona - kary możliwie łagodnej, przy założeniu, że sprawca działał w afekcie.
Sprawa dotyczy okoliczności śmierci 41-letniej mieszkanki Bielska Podlaskiego, która zniknęła nagle w lutym 2011 roku. Jej mąż twierdził, że porzuciła ona bliskich, wyjechała za granicę i nie ma z nią kontaktu. Nikt z rodziny nie zgłosił zaginięcia kobiety, ale policja próbowała jednak tę sprawę wyjaśnić.
W 2016 r. mężowi zaginionej postawiono zarzut zabójstwa, nie precyzując jednak, jak do zbrodni doszło. Mężczyzna trafił wtedy na krótki czas do aresztu. Opuścił go po złożeniu zażalenia przez obrońcę. Wciąż nie odnaleziono bowiem ciała zmarłej - kluczowego dowodu potwierdzającego, czy doszło do zabójstwa.
Nowy trop pojawił się dopiero w maju 2018 r. po odnalezieniu ciała zakopanego w lesie koło Bielska Podlaskiego. Zwłoki były zawinięte w dywan i znajdowały się głęboko pod ziemią. Zanim trafili w to miejsce, śledczy korzystali m.in. z profilu psychologicznego potencjalnego sprawcy i ofiary, potem np. z pomocy specjalisty do profilowania geograficznego (pomógł wskazać miejsca potencjalnego ukrycia zwłok). Wcześniej wykorzystali podsłuchy, dzięki którym nabrali podejrzeń, że kobieta może nie żyć.
Po przeprowadzeniu sekcji i uzyskaniu opinii biegłego potwierdzono, że to zwłoki zaginionej. Z ustaleń biegłego wynikało, że kobieta została co najmniej dwukrotnie pchnięta nożem. Wtedy ponownie zatrzymano męża zmarłej, a zarzut zabójstwa został zmodyfikowany o opis związany z odnalezieniem zwłok.
Przez całe postępowanie przygotowawcze mężczyzna nie przyznawał się do zabójstwa. Dla uwiarygodnienia wersji o nagłym wyjeździe i porzuceniu rodziny złożył nawet za żonę – drogą elektroniczną – zeznanie podatkowe za rok 2010. Potem zmieniał wyjaśnienia i przyznał, że wiedział o śmierci żony - twierdził jednak, że kobieta padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku (miała spaść ze schodów).
Ostatecznie przed sądem przedstawił wersję o wieloletnich problemach małżeńskich, związanych z tym, że - jak wyjaśniał - żona wpadła w złe towarzystwo, zaczęła znikać z domu nawet na kilka dni, przepijać pieniądze, zadłużać się w bankach i u znajomych, była widywana w niedwuznacznych sytuacjach z mężczyznami. W domu dochodziło z tego powodu do awantur, wzywana była policja.
Według ostatecznej wersji oskarżonego, w nocy z 19 na 20 lutego 2011 roku doszło do gwałtownej kłótni, w trakcie której kobieta chwyciła kuchenny nóż i zaczęła mu grozić śmiercią. On jej nóż odebrał i próbował żonę odepchnąć. Ta trzymała go jednak dwiema rękami za ubranie i gdy upadła na plecy, on upadł na nią. Nóż wbił się w lewy bok kobiety, a rana była śmiertelna.
Medycy sądowi wersję o jednym, przypadkowym ciosie uznali jednak za nieprawdopodobną, a dwa zespoły biegłych psychologów i psychiatrów ostatecznie doszły do podobnego przekonania, że nie można mówić o tym, iż doszło do tzw. afektu fizjologicznego, czyli sytuacji, gdy sprawca jest w stanie bardzo silnego wzburzenia, co wyłączałoby na moment jego świadomość.
Ostatecznie białostocki sąd okręgowy w październiku skazał oskarżonego na 15 lat więzienia; uznał że był zamiar bezpośredni zabójstwa.
Do okoliczności łagodzących sąd zaliczył wcześniejszą niekaralność 53-latka; zwrócił też uwagę, że mężczyzna opiekował się rodziną (dziećmi) ale - jednocześnie - ukrył zwłoki i całe otoczenie próbował przekonać do wersji o wyjeździe żony.