- On jest bardzo ostrożny, w wielu miejscach asekuruje się pisząc czy nawet mówiąc (...) o dowodach, że w Smoleńsku dokonano zamachu, powołuje się na BND - mówiła dziennikarka Gazety Polskiej, Olga Doleśniak-Harczuk.
- To jest książka naprawdę pisania pod czytelnika niemieckiego - mówiła dziennikarka, opisując nową książkę niemieckiego dziennikarza śledczego Jurgena Rotha. Jak tłumaczyła, genezą powstania książki było wytłumaczenie opinii publicznej na zachodzie Europy, co wydarzyło się w Smoleńsku. - Żeby on (mieszkaniec Europy zachodniej - przyp. red.) zrozumiał, miał świadomość, że katastrofa smoleńska była pewnym puzzlem w układance - mówiła Doleśniak-Harczuk.
Dziennikarka podkreśliła, że sam Roth początkowo nie wierzył w teorie zamachu, jednak po wejściu głębiej w temat i zapoznaniu się z sytuacją geopolityczna w regionie rozpoczął własne śledztwo.
Jak dodała, Roth opisał też szczegółowo różnice pomiędzy sposobem przeprowadzania śledztwa w wypadku katastrofy smoleńskiej oraz rozbicia się malezyjskiego samolotu MH16, który został zestrzelony nad Ukrainą. - On jest zszokowany jak można podejść w taki sposób do tak strasznej sprawy - dodała. Doleśnaik-Harczuk zwróciła jednocześnie uwagę na ostrożność niemieckiego dziennikarza, który wypowiadając się na temat dowodów dot. dokonania zamachu za każdym razem powołuje się na raport służb specjalnych. Jak dodała, informatorzy wspomniani w publikacji "nie znają się, nie mają ze sobą nic wspólnego".
- On uważa Smoleńsk za preludium do tego co obserwujemy dzisiaj - dodała dziennikarka. - Zachód nie może już czarować rzeczywistości - podsumowała.
Czytaj więcej: