Uzależnienia, dramaty, rozbite związki. To skutki pornografii. Wydawałoby się, że w tym obszarze żadnych pozytywów znaleźć nie można. Tymczasem i to potrafi „Gazeta Wyborcza”.
Nie przekonują mnie tłumaczenia, że to sztuka, że przecież każdy to ogląda, że tak miło sobie popatrzeć, jak inni uprawiają seks. A w ogóle to jest wolność, więc o co chodzi. Ano chodzi o to, że pornografia upadla kobiety (również nie przekonują mnie wyjaśnienia, że przecież one tak same z siebie to robią, i jeszcze są za to opłacane), upadla mężczyzn, szarga intymność, sprowadza kwestie seksualne wyłącznie do przyjemności. Byle z kim, byle gdzie, byle przyjemnie było. Tyle że ta przyjemność kosztuje depresje, samobójstwa, gwałty. I dowodzą tego twarde badania naukowe. Psycholog Neil Malamuth od lat bada oddziaływanie pornografii. Jego zdaniem kontakt z pornografią, bez znaczenia czy łagodną, czy brutalną, prowadzi do nasilenia się postawy sprzyjającej nie tylko agresji w ogóle, ale przede wszystkim agresji seksualnej. Z badań opublikowanych w „The Journal of Sex Research” wynika, że korzystanie z pornografii jest ściśle skorelowane z przestępstwami seksualnymi. „Co trzeci przestępca seksualny (33% heteroseksualnych i 39% homoseksualnych osób molestujących seksualnie dzieci oraz 33% gwałcicieli) oglądał twardą pornografię w okresie dorastania, a co drugi przestępca seksualny (67% heteroseksualnych i homoseksualnych osób molestujących dzieci oraz aż 83% gwałcicieli) ogląda pornografię w okresie dorosłym” – można przeczytać w raporcie „Chrońmy dzieci przed pornobiznesem”. Dane te potwierdzają także historie kobiet, których wysłuchała Gail Dines, autorka demaskującej biznes pornograficzny książki pt. „Pornoland”. „One (zgwałcone kobiety – przyp. M.T.) wiedzą, że część mężczyzn korzystających z pornografii dopuści się gwałtu. W doświadczeniach niektórych z nich pornografia była obecna nawet w trakcie gwałtu, kiedy to mężczyźni kazali im obejrzeć najpierw zdjęcia lub filmy, żeby wiedziały, co mają robić”.
Ostatnio głośna była też wypowiedź na temat pornografii guru światowej lewicy. „Pornografia to upokorzenie i degradacja kobiet. To haniebna działalność. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Popatrzcie na te obrazki. Kobiety na nich są zdegradowane do poziomu wulgarnych obiektów seksualnych. To już nie są istoty ludzkie. To nie podlega dyskusji” - podkreślił w jednym z wywiadów dostępnych Noam Chomsky.
To jednak, co wzbudza obrzydzenie nawet lewicowych intelektualistów, jest pochwalane przez „Gazetę Wyborczą”. To ona bowiem na swoich stronach internetowych, przy pomocy „ekspertki” Izy Jąderek przekonuje, że pornografia ma sporo plusów. Wydawało mi się, że pojęcia „dobry” i „pornografia” wzajemnie się wykluczają, tymczasem nie dla rzeczonej ekspertki. Nie, nie, bynajmniej nie namawia ona do korzystania z twardej pornografii, bo tam jednak za dużo przemocy jest. Propaguje natomiast tzw. pornografię alternatywną. Cóż to za twór, ktoś się spyta? Podobnie jak pornografia tradycyjna ma ona wywoływać podniecenie seksualne osoby z niej korzystającej, ma jednak ten walor, że może służyć – uwaga – kształtowaniu naszej seksualności. W świetle przytoczonych wyżej badań dokładnie widać, jak owa seksualność jest kształtowana. I nie jest to obraz pozytywny. Wręcz przeciwnie.
Ale dalej szukajmy plusów pornografii. Pornografia alternatywna to pornografia robiona przez kobiety dla kobiet. Bo to one – jak wynika z badań, na które powoływała się ekspertka „Wyborczej”, szybciej osiągają podniecenie seksualne, oglądając pornografię, niż mężczyźni. Reżyserią, scenariuszem, produkcją zajmują się w tym nurcie tylko kobiety. W filmach nie grają typowe aktorki porno, o dość charakterystycznym wyglądzie, a często zwykłe osoby, którym do ideału daleko. Bo – jak przekonuje Iza Jąderek – celem tej „twórczości” jest pokazywanie kobiecej przyjemności oraz „bezpieczniejszego seksu” (bo osoby się zabezpieczają – jak donosi ekspertka). A także przełamywanie stereotypów. Dlatego też w filmach występują nie tylko ludzie różnej budowy czy rasy, ale także różnej orientacji czy tożsamości płciowej. Plusem, na który zwraca uwagę ekspertka, ma być także to, że po taką pornografię sięgać mają ci bardziej wrażliwi mężczyźni heteroseksualni, którzy z jakichś powodów nie chcą oglądać pełnego przemocy seksu serwowanego przez tradycyjny biznes pornograficzny. Kolejnym plusem ma być nieoceniony walor edukacyjny. Nic, tylko oglądać. Aż dziwne, że tyle badań i opracowań naukowych powstało na temat negatywnych skutków pornografii, skoro to samo dobro, jak przekonuje „Gazeta Wyborcza”.
Tymczasem dziś już wiadomo, jak pornografia działa, jak uzależnia, jak rujnuje ludzką psychikę i międzyludzkie relacje. I nie ma znaczenia, czy to wersja hard czy soft. Pornografia niszczy. Każda. Zresztą obawy te było widać w pytaniach nadsyłanych do pani ekspertki. Ktoś się martwił, czy partner oglądający pornografię, przypadkiem nie zdradza drugiej osoby. Takie obawy szybko rozwiewała autorka. Wszystko bowiem jest kwestią definicji. Jeśli dwie osoby ustalą, że oglądanie pornografii pod zdradę nie podpada, to zdradą nie będzie. Jasne jak słońce. Ktoś inny wyrażał obawy o chłopaka, który korzysta z pornografii ku niezadowoleniu dziewczyny. Jaka rada? Oglądajcie pornografię razem, nikt do nikogo wtedy nie będzie miał pretensji. Inne pytania także dotyczyły raczej skutków negatywnych niż pozytywnych, wiązały się z bólem i cierpieniem. Bagatelizowanym zresztą przez panią ekspertkę.
Tak jak nie ma kwadratowych kół, tak też nie istnieje nic takiego jak dobra pornografia. Bez względu na nazwę jest to upodlanie człowieka. To, co do tej pory odbywało się za grubymi czerwonymi zasłonami, wlewa się na salony. Za przyzwoleniem mediów głównego nurtu, a nawet na ich specjalne zaproszenie. Dziwię się, że gazeta, która tak walczy z przemocą, z wykorzystywaniem kobiet, promuje biznes, który właśnie na ich wykorzystywaniu zbija fortunę. Promując pornografię, staje się „Wyborcza” zupełnie niewiarygodna w kwestii kobiet. I nie tylko kobiet.
Małgorzata Terlikowska