Mateusz Morawiecki zapowiedział przyznanie nagrody specjalnej dla nauczycieli w wysokości 1125 zł z okazji 250. rocznicy utworzenia Komisji Edukacji Narodowej. - Kiełbasa wyborcza - skomentował pomysł Marek Jędrychowski. Pedagog (w przypadku tego osobnika trzeba chyba wziąć to słowo w cudzysłów), ocenił, że Morawiecki jest jego "wielką porażką pedagogiczną".
Jędrychowski stwierdził również: "Nie chcemy być traktowani jak emeryci, renciści. Trzynastka, czternastka i takie dodatkowe pieniądze... Po prostu chcemy mieć rzetelną płacę za naszą rzetelną pracę, a nie takie dorzucanie pieniędzy".
Wiedza o Społeczeństwie. Na nauczycieli tego przedmiotu wybierano zwykle w PRL osoby najgłupsze, często nawet bez stosownego przygotowania pedagogicznego. "Nauczyciele" WOS i PO (nie to nie skrót czołowej partii totalnych opozycjonistów, ale "Przysposobienia Obronnego") nawet dla komuny byli za tępi (o wiedzy już nie mówiąc), by uczyć historii, matematyki, języka polskiego lub choćby podawać piłki na WF (po gimnastyce trzeba było je przecież policzyć). W mojej szkole WOS-u uczył emerytowany trep, który był, co okazało się po latach, za tępy nawet do Ludowego Wojska Polskiego. Nie polotu i wiedzy od niego jednak w szkole wymagano - miał kochać Związek Sowiecki, należeć do PZPR, wyznawać marksistowski "naukowy światopogląd". Czy podobnie było w liceum, które ukończył Mateusz Morawiecki?
O Marku Jędrychowskim (to samo nazwisko nosił Stefan Jędrychowski, komunistyczny minister spraw zagranicznych, sowiecki kolaborant, na którego sąd Polskiego Państwa Podziemnego wydał wyrok śmierci), nauczycielu WOS-u Mateusza Morawieckiego w klasach III-IV, słychać jest przeważnie wtedy, gdy opozycyjnym partiom "znowu coś nie wyszło". Spaliła na panewce prowokacja wobec Jana Pawła II, nie zabrakło węgla, gazu... No to, w odruchu rozpaczy (?) wyciąga się byłego pedagoga młodego Mateusza. On "zaprzyjaźnionym mediom" przedstawi odpowiednio źle postać obecnego premiera, który już w szkole chyba marzył, by naruszać trójpodział władzy i lekceważyć konstytucję.
A przecież szacunku do demokracji - w tym konstytucji i trójpodziału władzy uczył Jędrychowski (nie Stefan, ale Marek oczywiście) już w latach 80. Był to jak powszechnie wiadomo okres rozkwitu praworządności i przestrzegania praw obywatelskich. Coś mogliby o tym powiedzieć dzisiaj już niestety nieżyjący Jaruzelski, Kiszczak i Urban.
Oni w przeciwieństwie do Morawieckiego (którego w latach 80. wielokrotnie zatrzymywano, przesłuchiwano, bito, a nawet grożono śmiercią) są jedynie postaciami "kontrowersyjnymi". Obecny premier jest w oczach "pedagoga" postacią, która zapisze się w historii naszego kraju "jednoznacznie źle".
Zrozumienia dla postawy wrocławskiego nauczyciela nie ma spora część internautów. Małopolska kurator oświaty Barbara Nowak uznała ją wręcz przed pewnym czasem za skandal. I nie chodzi tu bynajmniej o politykę.
„Nauczyciel, który mówi źle o swoim uczniu, nie jest godny nazywać się nauczycielem. Przedstawiający się jako nauczyciel Premiera, wystawił sobie świadectwo podłości wobec tych, którzy zostali mu powierzeni przez rodziców, żeby ich kształtował, uczył i wychowywał” - napisała na Twitterze Pani kurator.
Negatywnie postępowanie Jędrychowskiego ocenia też dolnośląski kurator oświaty. „Wykorzystywanie roli społecznej w kontekście czasu minionego jest po prostu niepedagogiczne i nieprzyzwoite. Szczerze, nie rozumiem takiego zachowania. Jaki ono ma cel? Oczywiście możemy i powinniśmy rozmawiać o problemach polskiej szkoły, ale te polityczne wycieczki są nie na miejscu – powiedział „Gazecie Wrocławskiej” Roman Kowalczyk.
Nauczyciel, czy donosiciel? Te słowa doskonale rymują się z postacią wrocławskiego pedagoga.