Pamiętacie Państwo pana dr. Migalskiego? Swoją karierę ten naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach zaczynał jeszcze za "pierwszego PiS-u" (2005-2007), gdy skarżył się publicznie, iż z racji wyznawanych przez siebie prawicowych poglądów jest szykanowany przez uczelniany establishment. Straty "moralne" z tego tytułu zrekompensował sobie (w sensie dosłownym) Migalski, gdy dzięki podczepieniu się pod PiS uzyskał mandat europosła w 2009 roku. Rok później, już po tragedii smoleńskiej, zerwał relację z tą formacją; trochę wcześniej wziął jednak udział, razem z Poncyliuszem, Kluzik-Rostkowską i Kowalem, w kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Dzisiaj, podobnie jak wyżej wymienieni, zieje nienawiścią do człowieka, któremu zawdzięcza praktycznie wszystko...
Migalski wyparł się swoich dawnych poglądów, o ile oczywiście miał je kiedykolwiek i w swojej zapiekłości idzie coraz dalej.
Ostatnio, co podajemy za "Dziennikiem Zachodnim", zażądał zamknięcia Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego. "Teologia nie powinna gościć w murach państwowych uniwersytetów. Dowody na istnienie bogów są, delikatnie mówiąc, raczej wątpliwej natury, dlatego „nauka” o nich nie może być finansowana i traktowana na równi z badaniami geografów, chemików, prawników, literaturoznawców czy (Pan wybaczy) politologów lub socjologów. To zawstydzające, że muszę o tym pisać, bo wydaje się czymś oczywistym, iż trud włożony w refleksję nad naturą aniołów nie jest tym samym, co zgłębianie tajemnicy czarnych dziur" – napisał "naukowiec" w liście otwartym do rektora UŚ prof. Ryszarda Koziołka.
Rektor odpowiedział ostro wyrobnikowi nauki. "Paradygmaty nauk ścisłych i humanistycznych, przeciwstawiane sobie chętnie w XIX w., uznajemy dziś za współistniejące i odpowiednie dla przedmiotów, które opisują: bytu wszechświata i oraz tworów człowieka i ich znaczenia. Każda hipoteza, nawet wykpiona przez Pana hipoteza „boga”, może być postawiona na nowo, czego dowodzą rozważania o antropiczności wszechświata prowadzone m.in. przez wybitnych fizyków, profesorów Marka Abramowicza czy Krzysztofa Meissnera" - ripostował, na poziomie nieosiągalnym dla Migalskiego, prof. Koziołek, wskazując jednocześnie na "złą wolę" lub "ideowe zacietrzewienie" swojego pracownika. Rektor podkreślił też obecność teologii na najlepszych europejskich uniwersytetach i czerpanie z jej dziedzictwa przez przedstawicieli innych nauk.
Od siebie dodajmy, że same uniwersytety są dziełem Kościoła. Oczywiście Migalski tego nie wie, co specjalnie nie dziwi tych, którzy obserwują jego "naukową" karierę. Swoje miejsce w dziejach polskiej nauki Migalski już jednak ma, zapisał się w niej na trwale donosem do, a może i na, rektora. Trudno bowiem potraktować inaczej jego "list otwarty", przypominający poetyką donosy pisane przez "postępowców" w latach 50. 20 wieku. Po jednym z nich, sygnowanym m.in. przez Henryka Hollanda (tatusia znanej reżyserki) prawo do prowadzenia zajęć uniwersyteckich stracił prof. Władysław Tatarkiewicz, wybitny polski filozof, historyk filozofii, etyki i estetyki.
Z jego podręczników studenci uczą się do tej pory. "Dzieła" Migalskiego posłużą jedynie za rozpałkę.