"Codzienna" demaskuje kulisy transferów sędziów SN z PRL do III RP
Kolejna publikacja „Codziennej” prezentuje, kim naprawdę byli sędziowie Sądu Najwyższego powołani do jego składu w 1990 r. 40 proc. z nich orzekało w SN jeszcze w czasach PRL. Nowi prawnicy często nie byli od nich lepsi pod względem uwikłania w system komunistyczny. W rezultacie Sąd Najwyższy mógł skutecznie stawiać tamę rozliczaniu zbrodni komunistycznych, ich moralnej ocenie i wskazywaniu winnych.
Odpowiednio dobierani sędziowie Sądu Najwyższego przez trzy dekady III RP systemowo wstrzymywali rozliczenie zbrodni komunistycznych. Udaremniali dekomunizację i wstrzymywali lustrację, będąc częścią aparatu dawnego systemu. Sprawdzone składy sędziowskie zdecydowały o tym, że sędziów z okresu stanu wojennego nie można pociągać do odpowiedzialności za stosowanie prawa wstecz. Dotyczyło to tych przedstawicieli Temidy, którzy stosowali dekret o stanie wojennym za czyny z pierwszych dni po 13 grudnia, gdy przepisy junty wojskowej nie miały jeszcze mocy prawnej.
To sędziowie Sądu Najwyższego w 2010 r. – wbrew Ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej – uchwalili, że większość zbrodni komunistycznych już się przedawniła, bo należy do nich stosować terminy przedawnienia z Kodeksu karnego.
Czerwony mundur SN
Jednym z peerelowskich sędziów, którzy zdobyli uznanie w oczach I prezesa SN Adama Strzembosza, weryfikatora składu z 1990 r., był znany z licznych wyroków wydawanych z dekretu o stanie wojennym kpt. Józef Medyk z Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu.Jako przewodniczący składu skazał m.in. Leona Mosia na pięć lat więzienia i trzy lata pozbawienia praw publicznych. Oskarżony miał w jednej z kopalni organizować strajk Solidarności.
Również jako przewodniczący składu kpt. Medyk skazał cztery osoby za strajk w kopalni Jastrzębie. Zapadły wyroki od dziewięciu miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności. Innym razem sądził sześć osób, również za strajk górników. Czterech z nich skazał, zasądzając nawet po 3,5 roku i trzy lata więzienia. Późniejszy podpułkownik Józef Medyk był członkiem PZPR od 1975 r. W 1982 r. trafił do SN – najpierw pracował w Biurze Nadzoru Pozainstancyjnego w Izbie Wojskowej SN, a od 1986 r. już jako sędzia.
Od 1990 r. w Izbie Wojskowej SN orzekał Marian Buliński. W stanie wojennym, będąc w stopniu porucznika, a następnie kapitana, Buliński pełnił funkcję sędziego Sądu Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy i Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Skazywał m.in. za organizowanie strajków i rozpowszechnianie treści godzących w ustrój PRL.
Jako porucznik LWP skazał w grudniu 1981 r. m.in. Józefa Orębskiego za rozpowszechnianie na plakatach napisów antypaństwowych i antypartyjnych. Zasądził karę roku pozbawienia wolności.
W walce o honor politruka
Inny wojskowy sędzia SN zasiadający w nim od 1990 r. to płk Józef Dołhy. W PRL należał do Stronnictwa Demokratycznego. Uczestniczył w procesach Sądu Marynarki Wojennej w Gdyni. Były to sprawy osób oskarżonych m.in. o czyny z pierwszych dni stanu wojennego, gdy nie obowiązywał dekret o jego wprowadzeniu. Wśród wyroków sędziego był ten wydany na Grzegorza Kukowskiego. Skazano go na dwa lata więzienia za sporządzenie napisu antykomunistycznego na terenie jednostki wojskowej. W innym wyroku, wobec Stanisława Pszczółkowskiego, orzeczono karę czterech lat pozbawienia wolności za wypowiedzenie słów „to ostatnie oddechy komuny” czy „powiesić takich politycznych” (to o oficerach politrukach).
Sam Dołhy, sędzia SN w stanie spoczynku, pamięta dziś, że orzekał tylko w jednej sprawie „ulotkowej”. Twierdzi po latach, że odsuwano go od spraw politycznych.
Nic dziwnego, że w pierwszym szeregu obrońców sądów przed reformami jest Ewa Łętowska, była rzecznik praw obywatelskich, powołana przez komunistów na ten urząd jako kandydatka Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego.
Jej mąż Janusz Łętowski również znalazł się w pierwszym składzie Sądu Najwyższego III RP. W PRL był zarejestrowany przez SB jako TW „Krytyk”. Do pierwszych jego kontaktów z bezpieką doszło pod koniec lat 60. W 1979 r., jak wynika z akt IPN, nastąpił jego werbunek. SB oceniała tę współpracę jako wartościową, dlatego kontynuowała ją do 1989 r. Wówczas współpraca SB z mężem Ewy Łętowskiej została zawieszona, ale nie wykluczono wznowienia jej w przyszłości.
Aparat sprawiedliwości pod wodzą partii
Wśród sędziów kontynuujących swoją pracę dla SN po okresie PRL był wieloletni członek partii Henryk Kwaśny. Od 1951 r., skończywszy oficerską szkołę prawniczą, był sędzią wojskowym. W 1953 r. delegowano go do Wojskowej Akademii Politycznej. Później został sędzią Sądu Wojsk Lotniczych. Od 1962 r. orzekał w Sądzie Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Już od 1963 r. znalazł swoje miejsce w SN. W 1982 r. został powołany na sędziego tego sądu.
Kolejnym orzekającym nieprzerwanie w Sądzie Najwyższym mimo zmian w 1990 r. był członek partii Marek Sychowicz. Swoją karierę w sądownictwie rozpoczynał jeszcze w 1963 r. W 1977 r. został sędzią Sądu Wojewódzkiego w Łodzi, a uchwałą Rady Państwa PRL w 1981 r. powołano go na stanowisko sędziego. Sędzia orzekał w SN do 2011 r., gdy przeszedł w stan spoczynku.
Innym wiernym członkiem partii, którego w 1990 r. uznano za sędziego kompetentnego i niezawisłego, była Stefania Szymańska. Do PZPR wstąpiła jeszcze w okresie szalejącego stalinizmu – w 1953 r. Od 1957 r. była już sędzią Sądu Powiatowego w Warszawie. W 1977 r. powołano ją na stanowisko sędziego – członka Biura Orzecznictwa Sądu Najwyższego. Od 1985 r. orzekała w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN.
Tylko nieco krótszą drogę partyjną miał za sobą sędzia SN Jan Wasilewski. W sądownictwie znalazł się w 1952 r. Złączył swoją karierę sędziowską z członkostwem w PZPR w 1963 r. Obejmował funkcję przewodniczącego wydziału Sądu Powiatowego w Łodzi. Od 1972 r. sprawdzał się jako sędzia SN. Władze wybierały go na kolejne kadencje aż do 1990 r. i wyróżniały licznymi odznaczeniami PRL. Wasilewski był w pierwszym składzie Krajowej Rady Sądownictwa od 1990 r. W 2001 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski oznaczył go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Serdecznie polecamy czwartkowe wydanie „Codziennej” oraz przypominamy o weekendowym dodatku czyli „Niecodziennej Gazecie Polskiej” w której poruszymy temat bezpieczeństwa na wakacjach. https://t.co/Huf7zM7AAn #GPC #Codzienna #NiecodziennaGPC pic.twitter.com/JrMdCo3vF8
— GP Codziennie (@GPCodziennie) 19 lipca 2018