Do kupienia pigułki ellaOne za miesiąc znowu będzie potrzebna recepta – rozpacza „Gazeta Wyborcza”. Część lekarzy „zatroskanych” o kobiety już się organizuje. Gotowi są wystawiać szybko recepty – rzecz jasna za „drobną opłatą”.
Jak relacjonuje gazeta, wprowadzenie recept na pigułki „dzień po” w oczach środowisk lewicowych jest uderzeniem w „prawa reprodukcyjne kobiet”. To też „upokorzenie” polskich kobiet, które są traktowane gorzej niż inne Europejki, bo na Zachodzie „kobiety mają dostęp do antykoncepcji awaryjnej, ale Polki znów muszą prosić o zgodę”.
Lewackie środowiska wobec widma recept na ellaOne chcą się organizować, solidaryzować i przekazywać informacje o lekarzach, którzy „traktują kobiety z szacunkiem”. Znaczy – gotowi są wystawić receptę na „pigułkę śmierci”.
Jak donosi „GW”, w internecie organizują się też lekarze. Jak się okazuje nie całkiem bezinteresownie. Powstaje bowiem lista medyków, którzy gotowi są „ułatwić” kobietom dostęp do „antykoncepcji awaryjnej”. Jak się dowiadujemy, są oni gotowi wystawiać recepty „za symboliczną opłatą”, bo już zwykła wizyta w prywatnym gabinecie ginekologicznym kosztuje nawet 100-150 zł.