Jacek Michałowski były szef kancelarii Bronisława Komorowskiego w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiada o początkach swojej pracy i nastrojach jakie panowały tam po katastrofie smoleńskiej.
Współpracownik byłego prezydenta oświadczył, że po 10 kwietnia 2010 r. sytuacja w KPRP była „niezwykła”. – W kancelarii załamani, płaczący ludzie, szok, świeczki przy pokojach, zespół psychologów, których poprosiłem o pomoc – opowiada Michałowski. – A potem była historia z krzyżem smoleńskim – dodaje.
Zdaniem Michałowskiego przed Pałacem Prezydenckim dochodziło wówczas do profanacji krzyża „i to z jednej i z drugiej strony”. – Zarówno tych, którzy żądali pozostawienia go przed pałacem, jak i tych, którzy przychodzili naśmiewać się ze zwolenników krzyża. Jego przeniesienie było absolutnie potrzebne – podkreśla.
Były szef kancelarii Bronisława Komorowskiego przekonuje, że nie jest wrogiem Kościoła. – (…) Przeciwnie, czuje się częścią Kościoła. Błądzenie ludzi jest czymś naturalnym – i hierarchowie mogą się mylić – dodaje.
Pytany przez Dominikę Wielowieyską o mszę w intencji byłego prezydenta, która wywołała wiele protestów Michałowski stwierdził: „To bardzo przykre, tyle mogę powiedzieć, nie chcę nakręcać spirali oskarżeń”.
Michał zdradził również, że po odejściu z KPRP został prezesem Edukacyjnej Fundacji im. prof. Romana Czerneckiego (EFC), która zajmuje się przyznawaniem stypendiów dla ubogich dzieci z małych miejscowości.
CZYTAJ TAKŻE:
Nałęcz o notatkach Komorowskiego: Są spotkania, które pozostają jedynie w głowach rozmówców