Na taśmach opublikowanych w tygodniku "Do Rzeczy" Elżbieta Bieńkowska kpi z zarobków na poziomie 6 tys. zł miesięcznie, twierdząc, że tyle zarabia jedynie „złodziej lub idiota”. Dziennik „Fakt” przypomniał, że Bieńkowska jako wicepremier i minister zarabiała ok. 17 tys., a kiedy została komisarzem UE na jej konto zaczęło wpływać co miesiąc ok. 87 tysięcy złotych.
Wicepremier w rządzie Donalda Tuska w rozmowie z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem dziwi się, że ktokolwiek mógłby chcieć pracować za 6 tys. złotych. Podkreśla nawet, że to „niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował”. CZYTAJ WIĘCEJ...
Jak donosi "Fakt", Bieńkowska zarabiała wówczas dużo więcej niż, 6 tys. zł, a po przeprowadzce do Brukseli nie dość, że jej wynagrodzenie wzrosło do 87 tys. zł miesięcznie, to do tego otrzymała tzw. dodatek powitalny na urządzenie się w nowym miejscu, który sięgał 174 tys. zł.