Specjalista ds. bezpieczeństwa i były członek komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych Piotr Bączek, przy okazji rozmowy o publicznym procesie ws. zabójstwa Aleksandra Litwinienki przypomniał, jak wyglądały kontakty polskich władz z rosyjską bezpieką tuż po katastrofie smoleńskiej.
W Wielkiej Brytanii zostanie przeprowadzone publiczne dochodzenie w sprawie śmierci w 2006 r. byłego rosyjskiego szpiega i krytyka Kremla Aleksandra Litwinienki.
– Litwinienko służył najpierw w KGB. Potem przeszedł do FSB. Był tam specjalistą ds. kontrwywiadu wojskowego. Następnie przeszedł na szczebel zwalczania przestępczości gospodarczej. Być może to spowodowało, że stał się niewygodny – przypomniał Bączek.
Jak mówił, w wydanej jeszcze przed śmiercią książce pt. "Wysadzić Rosję" Litwinienko postawił tezę, za zamachami na budynki mieszkalne w Rosji, które były pretekstem do wypowiedzenia wojny Czeczenii w 1999 r., stała nie tyle rosyjska bezpieka, co wręcz jej kierownictwo, a ówczesnym szefem FSB był Nikołaj Patruszew.
– Patruszew był tą osoba, która po tragedii smoleńskiej rozpoczęła bardzo intensywne kontakty z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Komorowskim. Kilka razy kontaktował się z gen. Stanisławem Koziejem, obaj panowie podpisali w latach 2010-2011 umowę o współpracy. Podpisano ją, mimo iż wiadomo było ze słów Litwinienki, jakiego pokroju to człowiek – mówił Bączek.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY PIOTRA GOĆKA Z PIOTREM BĄCZKIEM: