- Ta sprawa od początku była dęta, była czysto polityczna. Próbowano znaleźć na mnie jakieś haki przez wiele lat. To się nie udawało, ponieważ nie zrobiłem niczego, co naruszałoby prawo. A jeden z oskarżonych w tej sprawie otrzymał nawet odszkodowanie od państwa za niesłuszne zatrzymanie go – powiedział Michał Listkiewicz, były prezes PZPN w Polskim Radiu 24.
W rozmowie z prowadzącym program Piotrem Nisztorem, Listkiewicz przyznał, że w 2009 r. nie spodziewał się zarzutów w związku z przelewami, jakie zamiast do komornika, który zatrzymywał wszystkie pieniądze znajdujące się w Widzewie Łódź, wpłacone zostały na konta innych podmiotów - osób związanych z Widzewem. - W tej sprawie występowałem jako świadek. Pani prokurator, która robiła wówczas karierę i zawodową, i medialną postanowiła jeszcze bardziej zabłysnąć i postawiła mi bardzo absurdalny zarzut - stwierdził Michał Listkiewicz, któremu "osiem lat na ławie oskarżonych zafundowali Michałowi Listkiewiczowi prokuratorzy z prokuratury apelacyjnej - obecnie z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu".
Sądy obu instancji uniewinniły wszystkich oskarżonych co jest niemal ewenementem w polskim prawie. - Ta sprawa od początku była dęta, była czysto polityczna. Próbowano znaleźć na mnie jakieś haki przez wiele lat. To się nie udawało, ponieważ nie zrobiłem niczego, co naruszałoby prawo. A jeden z oskarżonych w tej sprawie otrzymał nawet odszkodowanie od państwa za niesłuszne zatrzymanie go - powiedział gość PR24.
Jednocześnie przyznał, że afera korupcyjna w PZPN „oczywiście była” i nikt nie chciał się uchylać odpowiedzialności, łącznie z nim samym. - Ale było oczywiste, że za późno zabraliśmy się za tę aferę, trochę przysnęliśmy. Potem wprowadziliśmy wiele bardzo ostrych przepisów, które obowiązują do dziś, ale spóźniliśmy się z tym co najmniej o rok. Popełniłem też błędy personalne, otaczając się niewłaściwymi ludźmi, którzy okazali się nieuczciwi - podkreślił Michał Listkiewicz.