"Z powodu grypy, niewydolności oddechowej i zatrzymania oddechu w samym tylko 2009 r. zmarło 961 osób więcej niż rok wcześniej" – alarmuje na łamach Gazety Polskiej Artur Dmochowski. Dziennikarz wskazuje, że większość z nich mogłaby żyć, gdyby nie decyzje podjęte przez ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz.
Zachowanie rządu i ministerstwa zdrowia w obliczu epidemii świńskiej grypy jest dziś ukazywane jako jedno z największych sukcesów. "Gazeta Polska" dotarła jednak do informacji, które wykazują, że wiele danych w tej sprawie zostało przed opinią publiczną zatajonych.
Dziennikarz powołując się na twarde dane, podkreśla, że w 2009 roku z powodu wirusa zmarło przynajmniej 1000 osób, z których większość stanowili młodzi ludzi. "A najstraszniejsze jest to, że większość ofiar mogłaby żyć do dzisiaj, gdyby nie decyzje minister Ewy Kopacz" – podkreśla Dmochowski.
Dziennikarz dodaje, że kiedy świat zmagał się z wirusem, polski rząd przekonywał, że Polska jest "szczęśliwą wyspą", dla której wirus nie stanowi zagrożenia. "Zamiast alarmować lekarzy i społeczeństwo przed grożącym niebezpieczeństwem i podejmować rozmaite działania zapobiegawcze, rząd PO-PSL postanowił "świńską grypę" zbagatelizować" – wskazuje. Dmochowski przypomina, że zarówno Donald Tusk, jak i Ewa Kopacz informowali, że jedynie 200 osób choruje na tę odmianę wirusa.
W "Gazecie Polskiej" zwrócono uwagę, że nie było możliwe, żeby epidemia faktycznie ominęła Polskę. "Podobnie jak w innych krajach, H1N1 stanowiła u nas przytłaczającą większość wśród ponad 200 testowanych przypadków grypy" – informuje Dmochowski. Dodaje, że wśród wszystkich zakażonych, dominował wirus "świński". Jak wskazuje dziennikarz, Ewa Kopacz znała te informacje, więc posłużyła się świadomym kłamstwem, kiedy informowała o dwustu zachorowaniach. "W żadnym kraju w Europie nie dezinformowano w podobny sposób lekarzy i opinii publicznej".
Powołując się na statystyki GUS, w artykule "GP" podkreślono, że w okresie pandemii w 2009 roku odnotowano 182 zgony w wyniku grypy, podczas gdy w 2008 roku było ich zaledwie 16. "Jednak sprawa jest o znacznie bardziej dramatyczna" – pisze Dmochowski. "Klucz do odkrycia manipulacji kryje się bowiem w słowach: "śmierć z powodu grypy" – dodaje i tłumaczy, że przytłaczająca większość zmarła z powodu powikłań pogrypowych, nie zaś z powodu samej grypy, a więc zgony te zostały zakwalifikowane do innej rubryki.
Przywołując kolejne statystyki, Dmochowski wskazuje, że z powodu grypy, niewydolności oddechowej i zatrzymania oddechu w samym tylko 2009 r. zmarło 961 osób więcej niż rok wcześniej. Zauważa, że nie jest to jednak faktyczna liczba ofiar, ponieważ pandemia trwała jeszcze na początku roku 2010. Autor artykułu wskazuje także, że powikłania po grypie są jeszcze inne poza wymienianymi. Należą do nich także choroby płuc i serca.
"Gdyby zatem podliczyć statystyki wszystkich zgonów spowodowanych grypą, to rzeczywista liczbą zgonów spowodowanych grypą, to rzeczywista liczba ofiar byłaby znacznie większa - prawdopodobnie sięgałaby do co najmniej dwóch tysięcy" – kwituje.