2 września 1939 roku Niemcy przywieźli do niewielkiej nadmorskiej miejscowości Stutthof grupę 150 Polaków, obywateli Wolnego Miasta Gdańska. Aresztowano ich w większości w momencie wybuchu II wojny światowej. Ich jedyną winą było działanie na rzecz polskości Pomorza Gdańskiego. Przez kolejne miesiące bici, zmarznięci i głodni zostali zmuszeni przez swoich oprawców do budowy obozu, który wkrótce stał się miejscem kaźni 110 000 osób. W tym roku obchodzimy 84. rocznicę tych tragicznych wydarzeń.
1 września 1939 r. wybucha II wojna światowa. Niemcy na terenie Wolnego Miasta Gdańska aresztują setki Polaków zaangażowanych w działalność na rzecz polskości tego regionu. Wśród nich są przede wszystkim działacze organizacji społecznych, pocztowcy, kolejarze, pracownicy polskiej administracji i księża. Trafiają m.in. do Viktoria Schule, gdzie bici i poniżani mają oczekiwać na swój dalszy los.
Tak moment aresztowania i pobyt w Vikoria Schule wspominał Augustyn Sikorski, naczelnik Polskiego Urządu Pocztowego nr 3 w Gdańsku:
W punkcie zbiorczym czekaliśmy około godziny i gdy był już komplet do samochodu ciężarowego, odwieziono nas do Victoria Schule. Eskortę stanowili starsi wiekiem sa-mani
W Victoria Schule przeszliśmy do sali gimnastycznej przez szpaler esesmanów uzbrojonych w laski lub kije, którymi nas bili. W sali było już kilkudziesięciu, może ponad stu pobitych, leżących na podłodze aresztowanych. Tam odebrano nam wszystkie rzeczy.
W sali tej przesiedzieliśmy do około godziny 11:30. Wtedy kazali nam wyjść na zewnątrz, ustawić się w szeregu, a następnie kazali wystąpić wszystkim fachowcom, dołączyli do nich dobrze wyglądających mężczyzn i grupę tą liczącą około 150 osób, odprowadzili przez ulice Gdańska do więzienia. Wtedy eskortowali nas już esesmani. Szliśmy czwórkami, przy każdej czwórce szedł uzbrojony esesman. W więzieniu przenocowaliśmy.
Kolejnego dnia grupę 150 mężczyzn wywieziono w nieznanym kierunku. Okazało się, że trafili do nadmorskiej miejscowości Stutthof. Tam już od sierpnia Niemcy przygotowywali dla nich miejsce odosobnienia wykorzystując do pracy osadzonych w gdańskim więzieniu kryminalistów.
Przywieziony do obozu Stutthof w dniu 2 września 1939 r. Jan Mienik, kolejarz z Gdańska, tak oto wspominał swoje pierwsze chwilę w tym miejscu:
W Stutthofie samochody stanęły na szosie, już był ustawiony tam szpaler, wszyscy wysiadka i SS-mani: „Ihr Hunde woltet nach Berlin marchiren! Ihr bekomtet Berlin! - tak nas prowadzili. Potem: „Sachsegruz knie boigt” - kto mógł wytrzymał, a kto nie mógł - dostał kopniaka. Siedzieliśmy tak nie wiem jak długo.
Jak przyjechaliśmy do obozu to było zdaje się dziewięć namiotów i stała kuchnia prowizoryczna - podmurowana cegłą. Było tam już około dziesięciu więźniów, Niemców z więzienia, którzy tam ten obóz budowali. Ogrodzenie było już gotowe. Wieczorem dano nam w miskach śledzie - takie prosto z beczki, nawet nie umyte. Jednak jeszcze byliśmy jako tako odżywieni, więc przeważnie tych śledzi nie ruszyliśmy - baliśmy się, że po tych śledziach wodę trzeba będzie pić to i zaraz łatwo będzie się wykończyć. Ubrań żadnych nam nie dano.
Zmarznięci, wycieńczeni, głodni i pobici w kolejnych dniach polscy więźniowie, przy akompaniamencie gróźb i ciągłych obelg zostali zmuszeni przez swych oprawców do budowy obozu. Odziani często w jeszcze letnie ubranie, śpiąc w niewielkich namiotach po kilkanaście osób wznieśli miejsce, które w 1942 r. przekształcono w obóz koncentracyjny. Z pewnością nie zdawali sobie sprawy z tego, że zostanie uwięzionych w nim 110 000 osób reprezentujących 28 narodowości. Dla 65 000 spośród nich obóz Stutthof stał się cmentarzem.
W tym roku obchodzimy 84. rocznice pierwszego transportu więźniów do obozu Stutthof. Uroczystości upamiętniające rozpoczną się 2 września 2023 r. o godz. 12:00 pod Pomnikiem Walki i Męczeństwa w Muzeum Stutthof w Sztutowie.