Mieszkańcy pogranicza o wprowadzeniu stanu wyjątkowego: Im szybciej, tym lepiej
– Panie, tu już żyć się nie da. Normalnie to tacy żurnaliści przyjadą, pokręcą się i jada. A u nas codziennie to samo. Mamy już dość. Dobrze, że ten stan wprowadzają, to przynajmniej trochę spokoju będzie. Normalności. Bo ja już nawet krów nie mam gdzie pasać. Wszędzie łażą jacyś ludzie. A i migrantów nie brakuje – powiedział w rozmowie z „Gazetą Współczesną” jeden z rolników mający pole tuż przy granicy.
Na terenach objętych stanem wyjątkowym – w 183 miejscowościach przy granicy z Białorusią – w woj. podlaskim i lubelskim – zaczął obowiązywać zakaz przebywania osób nieupoważnionych.
Mieszkańcy, z którymi rozmawiali dziennikarze, są zadowoleni z tego rozwiązania.
- Na samym początku, jak podchodzili pod nasze domy, to od razu mówili po angielsku „police”, dając nam do zrozumienia, że mamy dzwonić po służby, bo chcą się oddać w ręce pograniczników. Teraz to się zmieniło. Mówią „no police” i – wyciągając pliki banknotów – proszą, żeby zawieźć ich do Sokółki, do Białegostoku, albo wezwać taxi. Oni dobrze wiedzą, co tu się dzieje – mówił mieszkańcy Minkowiec w gminie Szudziałowo.
– To nie może być tak, że oni będą szli, a my będziemy wpuszczać wszystkich, jak leci. Tu powinno być jeszcze więcej wojska. I mur powinien być konkretny, a nie z drutu kolczastego. Taki jak na granicy z Turcją zbudowała Grecja. Wysoki na 5 metrów, solidny, z kamerami i dronami. I wtedy będzie porządek – cytuje gazeta mężczyznę ze wsi Minkowce.
– Jak strefa przy granicy zostanie zamknięta, to temat zostanie wyciszony i jestem pewny, że po tym „cyrku” nie zostanie nawet ślad. Im szybciej, tym lepiej – powiedział mieszkaniec Usnarza Górnego.