– Dziadek wstąpił najpierw do Strzelców Podhalańskich, a potem zaczął studiować prawo i je skończył, ale nigdy nie porzucił munduru dla togi albo togi dla munduru. Zawsze czuł się jako kurier Armii Krajowej i nie wywyższał się wykształceniem – na antenie Telewizji Republika wspominał o dziadku - Zbigniewie Rysiu jego wnuk, Sebastian Ryś.
– Postać dziadka utkwiła głęboko w mojej pamięci ze względu na wartości, jakie wnosił wobec naszej rodziny albo wobec innych ludzi. To był charakter człowieka niezłomnego i nieugiętego, który w imię honoru, co traktował jako święte, dawał nam - dzieciom oraz wnukom piękny przykład tego, jakimi wzorcami w życiu należy się kierować – dodał
– Został skazany i trzymany na Rakowieckiej 8 miesięcy za działalność podziemną w szeregach AK, dzięki swojemu wykształceniu pomógł wielu ludziom, ale przede wszystkim pomagał naszej mamie, gdzie sytuacja w domu była ciężka. Za namową płk. Różańskiego nie złamał się, bo wierzył w odwet ze strony polskiej armii – dopowiedział S. Ryś
Mam monodram, który niezwykle szanuję ze względu na postać Jana Karskiego, który uratował setki tysięcy osób. W moim domu historia była żywa. Mówił o niej dziadek i mówiła moja siostra, za co jestem im szczególnie wdzięczny.
– Jan Karski podobnie jak mój dziadek był kurierem i emisariuszem politycznym. W podziemiu znany był pod pseudonimem „Witold”. Używał także innych: „Piasecki”, „Znamierowski”, „Kucharski”. Namówiony przez przywódców podziemia żydowskiego dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, a następnie, w przebraniu strażnika ukraińskiego, wszedł na teren obozu, z którego Niemcy transportowali Żydów na śmierć. Początkowo zidentyfikował to miejsce jako obóz zagłady w Bełżcu – później okazało się, że widział obóz tranzytowy w Izbicy – mówił.
– Są pamiątki po dziadku, które są warte pokazania. Krakowskie muzea historyczne będą w najbliższych dniach wystawiać pamiątki po moim dziadku i będzie można się dowiedzieć więcej na temat jego historii – podsumował Sebastian Ryś, wnuk Zbigniewa Rysia - żołnierza AK.