Piłsudski oczami złowrogiego endeka
Recenzowanie książki „Złowrogi cień Marszałka” Rafała Ziemkiewicza jest zadaniem trudnym bowiem samemu będąc sympatykiem Marszałka Piłsudskiego ciężko uniknąć formy typowej polemiki, która recenzją już by nie była. Szczególnie, że sam autor, publicysta o dużym talencie i z wieloletnim doświadczeniem, wiedział w jaki sposób skutecznie zabrać się za wypunktowanie czarnych plam na życiorysie Piłsudskiego.
Cieszy mnie, że ukazała się kolejna pozycja, która wpisuje się w nurt rewizji polskich mitów historycznych. Powtórzę za prof. Żarynem – nie ma lepszego czasu do dyskusji o polskiej historii, o polskiej tożsamości, o politycznych błędach naszych przodków i o polskiej racji stanu, jak nie pierwszy od kilkuset lat okres względnego spokoju politycznego i bezpieczeństwa naszej niepodległości. Cieszy więc poruszanie trudnych tematów, w głównej mierze przez dwójkę publicystów obozu „Do Rzeczy” - Rafała Ziemkiewicza i Piotra Zychowicza. Szczególnie, że obaj powołują się na ważne dla polskości, we współczesnej myśli nieco pominięte, polityczne nurty endecji i kresowego, konserwatywnego ziemiaństwa. Niestety obaj popełniają moim zdaniem pewien błąd – Zychowicz chociażby poprzez prowokacje (tytuły, okładki), przesadne snucie fantazji (mapki potencjalnych granic Polski... sic!) i tworzenie historii alternatywnych, osłabia merytoryczne przesłanie swoich pozycji. Niestety podobny zarzut mam do Ziemkiewicza. W tekście roi się od wielokrotnie powtarzanych ironicznych epitetów - „potomek zubożałej szlachty”, „polski Bonaparte”, „król-duch” (to oczywiście o Piłsudskim), Wieniawa jest „wierszokletą”, itp. Moim zdaniem, to co przystoi luźnej formie felietonu czy programu „Chłodnym okiem”, nie do końca powinno mieć miejsce w poważnej rozprawie historycznej. Szczególnie jeśli ma ona ambicje rozliczania postaci pomnikowych, a nawet całych formacji politycznych. O Dmowskim też można w kółko pisać jako o synu brukarza, albo starym kawalerze, a w recenzji „Złowrogiego cienia”, w każdym akapicie przypominać, że to wciąż tylko publicystyka popełniona z pominięciem warsztatu historycznego. Można, ale po co? Nic konstruktywnego to nie wnosi.
Optyka narodowo-demokratyczna
Najnowsza książka Ziemkiewicza jest spojrzeniem na całość życiorysu Piłsudskiego oczami współczesnego endeka. I to właśnie optyka narodowo-demokratyczna rzutuje na całość pozycji. Ziemkiewicz, który jest jednym z bardziej płodnych i utalentowanych współczesnych publicystów, wie w jaki sposób przedstawić historię drogi do i samą II Rzeczpospolitą by obronić swoje racje. Autor, za co mu chwała, stara się dojść do prawdy historycznej, nie boi się krytykować również polityków i sympatyków ruchu narodowego, jednak umiejętnie gra akcentami, tak by ostateczny wydźwięk był korzystny dla jednej opcji. Dla przykładu pojawia się wiele mocnych, wulgarnych cytatów z Piłsudskiego, w których szarga swoich przeciwników, parlament, konstytucje i ostatecznie sam naród. Fakt, z wielotomowych „Dzieł zebranych” Piłsudskiego, można znaleźć wiele tego typu słów, jednak można też odszukać setki wypowiedzi w zupełnym innym tonie. W podobny sposób, często dla podkreślenia swoich racji autor używa cytatów (nierzadko ze wspomnień samych senatorów), co w pewien sposób potwierdza jego argumenty, a przy okazji pozwala na lepsze zobrazowanie danej hipotezy. Jednak dzieje się tak tylko w przypadku pasującym do teorii stawianej przez autora książki. Gdy mowa chociażby o prymitywnych atakach endeckiej prasy na Piłsudskiego czy o nagonce poprzedzającej zabójstwo Narutowicza, cytaty nie pojawiają się. Ziemkiewicz dość szczegółowo wylicza ofiary sanacji, a już rewanżystowska postawa obozu Sikorskiego przedstawiona jest zaledwie w kilku zdaniach, bez podawania konkretnych przykładów. Jedne wydarzenia są więc przedstawione bardziej plastycznie i wymownie od innych.
W ogóle w książce Ziemkiewicza jeśli endecja jest zła, popełnia błędy to nie ma konkretnych twarzy, nazwisk, a w zasadzie to przeciwnicy (socjaliści, piłsudczycy) są jeszcze gorsi. Tak więc w bratobójczych walkach 1905 r. jeśli endecja przelewała krew to tylko w odwecie, będąc moralnie usprawiedliwioną, co jest bardzo życzeniowym myśleniem. Inny przykład - jeśli Piłsudski instrumentalnie podchodzi do religii, to jest on mało moralnym rozpustnikiem, gdy instrumentalnie do religii podchodzi ateista Dmowski, to jest to prawdziwy kunszt polityczny. Piłsudskiemu autor wytyka niemoralne prowadzenia (a nawet sugeruje, że mógł mieć załapany na froncie syfilis, który wpływał na jego zachowanie), gdy tymczasem bardzo podobne problemy Romana Dmowskiego „pudruje” wzmianką, że w Paryżu ocenił „kobiety” jako drogie.
Podobnie w przypadku „gorącego” grudnia 1922 r. (zabójstwo Narutowicza), wina nie leży jednoznacznie po stronie endeków, a całą Polskę ogarnęła wzajemna nienawiść. Opisując ten okres wystarczy wspomnieć, że 11 grudnia, w dniu zaprzysiężenia, odbyły się uliczne starcia, w wyniku których śmierć poniósł sympatyk lewicy, a dzień później na łamach „Rzeczpospolitej” czołowy narodowy-demokrata Stanisław Stroński grzmiał - „Żydzi na czele obcych narodowości czują się zwycięzcami, nie ukrywając tego, od razu wyciągają ręcę po dalsze zdobycze: poszło z prezydentem, pójdzie i z rządem!”. Z kolei dwa dni później ten sam demokrata nazywa Narutowicza „zawadą”, co staje się przyczynkiem do powstania hasła „usunąć tę zawadę”. Podobnie antydemokratycznie zachowywał się w tym czasie chociażby Haller, co oczywiście w książce jest skutecznie przemilczane. Jeśli Ziemkiewicz pisze o tego typu rysach na wizerunkach osób związanych z przedwojenną prawicą to raczej z pominięciem wchodzenia w szczegóły.
Józef Piłsudski i Gabriel Narutowicz
Jak widać tylko po małym odcinku „Złowrogiego Cienia” historię można przedstawić i można przedstawić w korzystnej optyce (co notabene sam Ziemkiewicz zarzuca piłsudczykom). Wieniawę można zaprezentować jako człowieka, który nie nadawał się do sprawowania ważnej funkcji ambasadora we Włoszech, a zmieniając optykę można podkreślić, że charakterologicznie był bardzo zbliżony do szefa włoskiej dyplomacji hrabiego Ciano, dzięki czemu bardzo szybko skrócił osobisty dystans i Włochy chociażby w 1939 r. wykazały dużą pomoc przy ewakuacji polskich żołnierzy do Francji. Z Wojciecha Stpiczyńskiego można robić tępego propagandzistę, a można przedstawić go jako ideowca, który biorąc odpowiedzialność za swoje słowa stanął do nierównego pojedynku z gen. Szeptyckim. Ten z kolei w książce Ziemkiewicza przedstawiany jest niezwykle pozytywnie, a słynął z okrucieństwa i zawziętości, wyrażanej chociażby w pojedynkach – będąc świetnym szermierzem dążył do poniżenia przeciwnika przez odcięcie mu ucha lub nosa, a we wspomnianej walce ze Stpiczyńskim (ślepym na jedno oko) celowo wybrał szable (pistolet niwelował przewagę wynikającą z kalectwa rywala) ranił go przez cały pojedynek celując w zdrowe oko, zamierzając rywala trwale oślepić. Moim zdaniem tego typu przykładów na przedstawianie czegoś przez pryzmat zorientowania optyki na konkretną rację jest w książce całe mnóstwo.
Jaka droga do niepodległości?
Ziemkiewicz w sposób publicystycznie ciekawy, a przy okazji z wiedzą akademicką podchodzi do okresu formowania się ruchu socjalistycznego i narodowego. W trakcie lektury wręcz żałowałem, że autor zdecydował się na umieszczenie w jednej pozycji zarówno okresu przed odzyskaniem niepodległości, jak i już II RP,. Ta część książki nie jest w całości poświęcona samemu Piłsudskiemu, a raczej różnym postawom reprezentowanym przez patriotów z obu środowisk. Szkoda, bo tematyka różnych dróg do wolności jest materiałem na kolejną książkę, nawet mimo że rozliczanie powstań nie jest niczym nowym w historiografii, świeży dyskurs w tej materii jest ważnym budulcem polskości.
Roman Dmowski
Równocześnie nie zgadzam się z oceną Piłsudskiego przez Ziemkiewicza, który twierdzi, że „Ziuk” chciał niczym szalony piłkarz strzelać do przeciwnika z każdej pozycji, nawet nie mając żadnej szansy na zdobycie bramki. W mojej ocenie Piłsudski próbował podejmować walkę w momencie gdy pojawiały się pierwsze oznaki agonii Imperium Rosyjskiego – o czym mogła świadczyć przegrana wojna z Japonią i rewolucja 1905 r. Sama dyskusja o tym jak widziano drogi do niepodległości jest kolejnym tematem rzeką, ja w dużej mierze podzielam zdanie Piłsudskiego, że największą szansą na uzyskanie niepodległości był rozpad imperium po „szwach” i od wewnątrz, a rewolucja 1905 r. stworzyła ku temu podwaliny. W mojej ocenie w dużej mierze tak było, a rewolucja nie była tylko i wyłącznie niemiecką zagrywką polityczną i bez silnego, wewnętrznego kryzysu państwo to by nie upadło. Na mało podatnym gruncie nawet z najlepszych ziaren nic nie wykiełkuje. Nigdy do końca nie potrafiła mnie również przekonać pozytywistyczna wizja robienia indywidualnych karier w kraju zaborczym i wciąż wśród czynników, które wpłynęły na odzyskanie niepodległości nie potrafię dostrzec wpływu karier prosto z Petersburga.
Jedno jest pewne - Piłsudski potrafił być pragmatykiem i nie był szaleńcem, który w walce widział ideę samą w sobie, o czym może świadczyć okres galicyjski, w trakcie którego Piłsudski na nowo kształtował swoje kadry i polityczne plany. Ziemkiewicz w sposób pejoratywny podkreśla również, że Piłsudski instrumentalnie traktował socjalizm i samych socjalistów. To źle? Fakt, że ostatecznie to nurt niepodległościowy zdominował lewą stronę polityczną i to flaga biało-czerwona, a nie czerwona panowała nad listopadową Warszawą w 1918 r. to pewien sukces Piłsudskiego.
Prawo dyktatury moralnej
W dalszej części książki autor odnajduje klucz do wszystkich grzechów Piłsudskiego – jest nim pewne prawo „dyktatury moralnej”. W tej materii w dużej mierze zgadzam się z autorem. Piłsudski i piłsudczycy popełnili całe mnóstwo błędów, a przeświadczenie o swojej nieomylności i pycha jest zawsze pierwszym krokiem ku tragedii. Pozostaje zadać pytanie – czy w Europie międzywojennej nie było to w dużej mierze normą? Czy słabnąca demokracja naturalnie nie wpycha państwa w ręce autorytaryzmu? Ziemkiewicz podkreśla również zjawisko tzw. „kapliczek”, czyli nieformalnych grup, zazwyczaj obsadzających piony struktury państwowych, za awansem góry kariery robią kolejne szczeble, które tworzą z kolei swoje „kapliczki”. Są to oczywiście kariery robione ze względu na powiązania i lojalność, a nie umiejętności. Oczywiście zjawisko to wystąpiło w II RP, podobnie jak występuje i w pluralistycznej i demokratycznej III RP. Występowało i będzie występować w wielu innych demokratycznych państwach, bo złe powiązanie prywaty i państwowości jest jednym z największych zagrożeń demokracji. Jasne, po lekturze „Złowrogiego cienia” odpowiedź nasuwa się sama – należało idąc za głosem Romana Dmowskiego nauczyć się demokracji. Moim zdaniem największy problem szlachetnego demokraty Romana Dmowskiego, polegał na tym, że był i wciąż jest niezrozumiały, również przez swoje środowisko. Świadczyć o tym może fakt, że młode pokolenie narodowców zupełnie odwrotnie realizowało jego intencje, chociażby prowadząc po '45 roku walkę nie do wygrania, której przecież Pan Prezes tak bardzo unikał. Inna sprawa, że zastanawiając się nad tym, kto wcielał pewne idee Dmowskiego w życie, najprostsza droga prowadzi w kierunku kontrowersyjnego Bolesława Piaseckiego i stowarzyszenia „Pax”. Skoro Dmowskiemu nie udało się przekazać pewnych wartości na łamach własnej formacji, to czy Dmowski odniósłby sukces na szerszej niwie? Czy skoro dla Ziemkiewicza jednym z symptomów porażki Piłsudskiego jest pozostawienie po sobie marnych kontynuatorów, to można powiedzieć, że równie wielką porażkę swojej myśli poniósł Roman Dmowski?
Józef Piłsudski z Gustawem Orlicz-Dreszerem na moście Poniatowskiego tuż po spotkaniu z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim
Lubię czytać książki Rafała Ziemkiewicza, nawet wtedy gdy się z nimi nie zgadzam. Ziemkiewicz, niczym doświadczony bokser, potrafi odpowiednio punktować personę, którą rozlicza. Retoryka autora układa się w zgrabną całość, a XIX-wieczne bolączki i problemy ze zidentyfikowaniem racji stanu okazują się nie mniej aktualne dzisiaj. Książka Ziemkiewicza powoduje zdrowy, intelektualny ferment, pobudza do podejrzliwości w ocenie historii, nawet takich apologetów Piłsudskiego jakim jest autor recenzji. I, mimo że w wielu miejscach nie zgadzam się z ocenami Ziemkiewicza, polecam „Złowrogi cień Marszałka”, zwłaszcza lekturę równolegle z biografiami sympatyzujących z Piłsudskimi autorów, jak Wacław Jędrzejewiczy czy Bohdan Urbankowski. To naprawdę ciekawe doświadczenie.
Mateusz Kosiński