Wojna na Ukrainie spowodowała wielki exodus ludności. Z jednej strony uciekający cywile, z drugiej powrót obrońców ojczyzny, głównie młodych mężczyzn, którzy w czasie pokoju wyemigrowali m.in. do Polski. Ich dobrobyt i spokojne życie trwało prawie do końca lutego. Do momentu, kiedy wojska federacji rosyjskiej najechały ich kraj.
Fakt ten poważnie zaburzył sferę gospodarczą kraju nad Wisłą. Brak rąk do pracy w wielu miastach Polski doprowadził do tąpnięcia np. na rynku nieruchomości.
"Notujemy odpływ pracowników z Ukrainy, którzy pracowali na budowach w tym również na budowach mieszkań. Nawet 40% osób zatrudnionych na budowach to są Ukraińcy i 1/5 tego zasobu pracy odpłynęła w ostatnim czasie i to generuje presję na wzrost cen", mówi Wojciech Matysiak, kierownik Zespołu Analiz Nieruchomości w PKO BP. "Widząc wzrost kosztów budowy, deweloperzy mogą zastanawiać się, czy podejmować nowe inwestycje budowlane. Deweloperzy widzą słabnący popyt na rynku nieruchomości. Firmy deweloperskie będą ograniczać nowe inwestycje", dodaje ekspert.
Według niego problem dotyczy zarówno budownictwa mieszkaniowego, jak i budynków dla firm i instytucji.
"Myślę, że jest to porównywalna skala problemu. Oczywiście budownictwo komercyjne swoje największe problemy miało w trakcie pandemii. Spadkiem zapotrzebowania na powierzchnię biurową czy spadkiem obrotów w handlu stacjonarnym natomiast boom przeżywały nieruchomości magazynowe. Skutkiem tych wyższych kosztów, będą wyższe czynsze."
Tymczasem zdaniem Bartosza Turka z HRE Investments kłopoty dosięgną nie tylko deweloperów.
"Największe niebezpieczeństwo jest dla tych firm budujących infrastrukturę, czyli drogi mosty itd. Tutaj działa to wszystko na niższych marżach. Deweloperzy mają całkiem przyzwoite marże, a więc nie obawiałbym się o
ciągłość produkcji mieszkań."
Aby przynajmniej część rynku wróciła do czasu sprzed wojennej zawieruchy, właściciele firm budowlanych muszą zachęcić nowych pracowników do zakazania rękawów. Jak to zrobić? Zobaczcie i posłuchajcie...