Mój ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego – twierdzi syn naczelnego dowódcy UPA Jurij Szuchewycz. Oddziały jego ojca Romana Szuchewycza w czasie wojny dokonały masowych mordów na polskiej ludności na Wołyniu. Syn podkreśla, że oddziały UPA nie dopuściły się na Polakach ludobójstwa.
Jako dowódca UPA Roman Szuchewycz ponosi odpowiedzialność za masowe mordy polskiej ludności cywilnej na Kresach Wschodnich. Szacuje się, że zamordowano tam ok. 100 tys. Polaków. Szuchewycz dowodził UPA do swojej śmierci, zginął w 1950 r. otoczony przez wojska NKWD pod Lwowem. Rodzina Szuchewycza poniosła odpowiedzialność zbiorową za jego działalność polityczną. Jurij spędził prawie 40 lat w sowieckich łagrach, w więzieniu stracił wzrok. - Musisz uznać, że życie, które prowadzisz jest normalne, że nie ma innego życia oprócz tego, którym żyjesz – mówił o czasie spędzonym w łagrach. Syn dowódcy UPA ma dziś 80 lat i nosi tytuł bohatera Ukrainy.
Pytany o zbrodnie ukraińskich partyzantów dowodzonych przez jego ojca na polskiej ludności powiedział: - Nie ma takiej ceny, której nie warto było zapłacić za ojczyznę. Celem UPA była walka o niepodległość. Jej żołnierze walczyli przeciwko niemieckiej okupacji, z partyzantką polską i sowiecką, a po zajęciu Zachodniej Ukrainy przez Związek Sowiecki – z Armią Czerwoną. Zdaniem Szuchewycza zbrodnie, do których dochodziło począwszy od 1943 r. na Wołyniu, były nie do uniknięcia. - Ani ukraińska, ani polska strona nie mogły uciec od tej wojny, ona nie mogła się nie zdarzyć – twierdzi.
Szuchewycz nie dopuszcza myśli, że Ukraińcy 70 lat temu dopuścili się zbrodni ludobójstwa. - Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo, natomiast obie strony, polska i ukraińska dopuściły się zbrodni wojennych. Dziś całą winę składa się na barki Ukraińców, a to nie było tak. Mogę podać mnóstwo przykładów świadczących o winach Polaków – mówił syn dowódcy UPA. Przekonywał, że należy też brać pod uwagę okoliczności, które doprowadziły do tamtych wydarzeń. - Obwinianie się nawzajem wynika z poszukiwania sprawiedliwości historycznej, ale możemy, szukając wzajemnych win, cofnąć się do unii lubelskiej. Czy to ma sens? Czy nie lepiej mówić o tym, jako o czymś, co już było? – mówił. - Ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego. Już w czasie wojny prowadzono rozmowy z polską stroną – mówił. Przypomniał o wspólnych akcjach WiN i UPA przeciwko reżimowi komunistycznemu. Najgłośniejszą przeprowadzono w Hrubieszowie w 1946 r. W wyniku ataku połączonych sił udało się tam rozbić więzienie UB. - Wówczas nie mogliśmy się jednak pojednać. Polski rząd na uchodźstwie naciskał, aby Polska odrodziła się w granicach z 1939 r. Ukraińcy nie mogli się z tym pogodzić – komentował Szuchewycz.
Jego ojciec został mianowany głównodowodzącym UPA i awansowany na generała podczas zjazdu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w sierpniu 1943 r. Według znawcy problematyki zbrodni wołyńskiej prof. Grzegorza Motyki Szuchewycz podczas tego spotkania zaakceptował antypolskie czystki; później zadecydował, że należy prowadzić akcję wypędzania, pod groźbą śmierci, polskiej ludności cywilnej w Galicji Wschodniej. - Bez wątpienia to on stał za wszystkimi rozkazami i akcjami tam prowadzonymi, one nie mogły odbywać się bez jego zgody - powiedział historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN przy okazji 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej.
Na pożegnanie Szuchewycz zwrócił się do dziennikarzy po polsku: - Ukraińcy szanują Polaków, bo Polacy byli naszymi nauczycielami.
ap, PAP, fot. Birczanin/ licencja PD-self