Oglądamy na YouTube wideoblogera, który reklamuje się polską flagą, godłem, Żołnierzami Wyklętymi, przekreślonym sierpem i młotem. Jednocześnie wygłasza on slogany z propagandy Putina. Czytamy liczbę wyświetleń – niedobrze, prawie pół miliona! Tylko że ta liczba wcale nie musi być prawdziwa. Pół miliona wyświetleń można… kupić na Allegro za 2 tys. złotych - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".
Niniejszy artykuł jest pierwszym w polskiej prasie, w którym postawić chcę pewne pytania o metody lansowania prorosyjskiej prawicy na YouTube. Jest pierwszą analizą faktów, które tajemnicą nie są, jednak z jakichś powodów nie były dotąd ze sobą łączone.
Fabryki trolli i efekt kuli śnieżnej
Pierwszym takim faktem jest to, że do masowego wykupu odsłon na YT rzeczywiście dochodzi, a dla służb specjalnych dowolnego liczącego się państwa jest to bułka z masłem. – Nie stanowi to dla nich żadnego problemu. Trzeba tylko mieć pieniądze – mówi wprost Konrad Abramowicz, specjalista do spraw IT, właściciel firmy Technologicznie.net
Drugą bezsporną tezą jest to, że Moskwa stara się w całej Europie budować wspieraną przez siebie nacjonalistyczną prawicę (radykalną lewicę zresztą również). Nie ulega też wątpliwości, że podłoże dla niej budowane jest przez internetowe „fabryki trolli”. Relacje ich byłych pracowników są znane publicznie.
Trzecia teza dotyczy polskiej sceny politycznej. Istniejąca w realu, w Sejmie, polska prawica jest niemal w całości antyrosyjska. Plan Moskwy, który w oparciu o te same schematy wcielany jest w życie w różnych krajach, w Polsce napotyka opór z przyczyn oczywistych. W kraju przez stulecia okupowanym lub wasalizowanym przez Rosję żaden myślący, a jednocześnie uczciwy polityk czy publicysta nie wierzy w dobre zamiary Moskwy wobec Polski.
Nie jesteśmy Francją, Włochami czy Hiszpanią, położonymi z dala od Rosji, gdzie jest ona jednym z dość odległych zagrożeń. W Polsce jest to zagrożenie tak bliskie i bezpośrednie, że prorosyjscy mogą być tylko ludzie sprzedajni albo głupi.
I tu dochodzimy do spostrzeżenia czwartego – mianowicie że inaczej niż w realu wideoblogerzy kojarzeni w prawicą, mający dużą liczbę odsłon, są zdecydowanie mniej „rusofobiczni”. Są wśród nich zarówno tacy, którzy głoszą prorosyjskość w wersji hard, jak i ci, którzy dyskretnie przemycają tezy propagandowe Putina.
Niektórych zapewne już na pierwszy rzut oka podejrzewalibyśmy o zawyżoną liczbę wyświetleń na YT, innych wcale nie, bo nadają się na internetowe osobowości. Gdy jednak przypomnimy sobie początki ich działalności, bardzo często odkryjemy moment, na przykład sprzed kilku lat, w którym będąc ludźmi znikąd, nagle zaczęli mieć setki tysięcy odsłon. Zachodzi wtedy podejrzenie, że może jednak ich kariery były sztucznie podkręcane, by uruchomić efekt kuli śnieżnej – skoro ludzie zobaczą, że odsłon jest setki tysięcy, to sami też zaczną oglądać.
Farmy botów i Rozbójnik Alibaba
YT bezspornie przyczynił się także w Polsce do poszerzenia przestrzeni wolności, bo inaczej niż w telewizorach występuje tu wolna wymiana myśli. Jest jednocześnie oczywiste, że korzystają z niej także oszuści. A oszustwo polegające na fałszowaniu ilości odsłon nie jest zwalczane skutecznie. Zdaniem cytowanego już eksperta Konrada Abramowicza skala zjawiska jest zbyt duża, by YT poradziło sobie z nim skutecznie. – „Farmy botów” mają coraz lepsze mechanizmy nabijania filmów. Jak się blokuje jedną farmę nabijania wyświetleń, to powstaje kolejna – mówi.
Nikt nie wymierza też za to dotkliwej kary, przyłapani na oszustwie dostają po prostu bana. W tę dziedzinę nie ingeruje prawo karne, oferty wykupu odsłon są dostępne legalnie na Allegro. – Robione jest to zainfekowanymi komputerami, smartfonami oraz specjalnymi farmami serwerów – wyjaśnia Abramowicz. Po co autorzy filmów oszukują? – Pierwszy powód to pieniądze za wyświetlenia, drugi to pojawianie się filmów w TOP wyświetlanych. Przez to więcej osób jest w stanie obejrzeć taki materiał wideo – mówi Abramowicz.
Wśród czołowych polskich raperów przekonanie, że wielu z nich wykupuje odsłony na YouTube, jest powszechne. Trzy lata temu raper Rozbójnik Alibaba zarzucił nieuczciwość producentowi Donatanowi. Napisał, że nie wierzy w żadne 230 tys. wyświetleń nowego utworu Donatana i kpił: „Od razu w jeden dzień trzeba było milion odpalić”. Do tych kpin dołączył raper Tede, który powitał „stu naturalnych fanów” na swoim fanpage’u, pokazał statystyki mające podważać wiarygodność Donatana i zamieścił grafikę: „A czy ty kupiłeś już swoje wyświetlenia?”.
Zdaniem Abramowicza oszustwa ciężko jest wykryć. Można odkryć je po nierównomiernym wzroście wyświetleń – na przykład w godzinę od opublikowania filmu mamy już 20 tys. odsłon. – Zazwyczaj widać to w statystykach filmu. Produkcja w języku polskim, a 70 proc. wyświetleń to kraje azjatyckie. Niestety, dostęp do tego panelu ma tylko właściciel filmu – stwierdza ekspert.
O rosyjskich fabrykach trolli wiemy z roku na rok coraz więcej. Radio Wolna Europa zamieściło wywiad z Maratem Burkhardem, blogerem z Petersburga, który pracował w gigantycznej rosyjskiej fabryce trolli. Zatrudniała ona 300 osób, pracujących 24 godziny na dobę. Każdy miał obowiązek zamieścić 135 komentarzy, po przynajmniej 200 znaków każdy.
Początki działań rosyjskich trolli w polskiej sieci nie były łatwe. Trafiały się rusycyzmy, posługiwanie się kalkami z rosyjskiego myślenia, których nigdy nie użyłby Polak, pomyłki wynikające z posługiwania się wieloma świeżutkimi kontami jednocześnie.
Czy jest możliwe, by fabryki trolli działające przeciwko Polsce, nie wpadły na pomysł fałszowania liczby odsłon na YouTube, skoro jest to metoda skuteczna? Wydaje się to niemożliwe.
Alternatywna wirtualna „prawica”
Skuteczność tych działań opiera się na tym, że nie zawsze da się odróżnić rosyjskiego trolla od naiwniaka. Częstość słuchania prawicowych gwiazd YouTube, wygłaszających nierzadko tezy w większości prawdziwe, ma przyćmić realną o nich wiedzę.
Że Mariusz Max Kolonko dawniej był gwiazdą mediów III RP, klękał z kwiatami przed Jolantą Kwaśniewską, a dziś chwali skuteczność Putina. Że Grzegorz Braun podlizując się uczestnikom konferencji smoleńskich radykalną retoryką, głosił w ich czasie ośmieszające je tezy o „maskirowce”. Że Janusz Korwin-Mikke to bywalec moskiewskiej ambasady, który po Smoleńsku atakował liderów PO za zbytnią podejrzliwość wobec Putina. Że Zbigniew Stonoga wygłaszał o Jarosławie Kaczyńskim, Antonim Macierewiczu czy rodzinie Andrzeja Dudy plugawe, wyssane z palca oskarżenia. Że Aleksander Jabłonowski jest aktorem.
Czy ich popularność podbijano, nie wiemy. Możemy tylko snuć domysły. Na YouTube próbują oni tworzyć alternatywny wirtualny świat polskiej prawicy. W ten sposób wykuwać ma się ideologia podobna w sferze emocji, a nawet wartości, do obozu niepodległościowego.
Różniąca się takimi „detalami”, że Putin to może i przeciwnik, ale wybitny mąż stanu, a z Rosjanami można się dogadać, wszak mimo wszystko wyzwolili Polskę, natomiast Ukraińcy to groźni dla Polski banderowcy. Amerykanie zaś to jankesi i „zgniły Zachód”, największy wróg Polaków to Izrael, a z UE trzeba jak najszybciej wystąpić, a nie walczyć w niej o swoje prawa. W ogóle posiadanie przez Polskę jakichkolwiek sojuszników jest niewskazane, bo wszyscy oni byli dla nas w historii niedobrzy. Łatwo sobie wyobrazić skutki, gdyby taką podmianę trwale udało się zaszczepić młodym patriotom…