Zamach na Putina. Czy udany? Jest odpowiedź Kremla!

Niemiecki dziennik "Bild" poinformował, że w niedzielę miało dojść do zamachu sił ukraińskich na rosyjskiego dyktatora. W tym celu wykorzystano rzekomo drona kamikadze. Do doniesień "Bilda" odniósł się sam rzecznik Kremla - Dmitrij Pieskow.
Z informacji przekazanych przez "Bild" wynika, że była to akcja ukraińskich służb specjalnych. Niemiecki dziennik zaznaczył, że kremlowskie władze utrzymują sprawę w tajemnicy.
W niedzielę z terytorium Ukrainy miał wystartować dron typu UJ-22 - bezzałogowiec średniego zasięgu, który może pokonać nawet 800 km.
"Nasz dron kamikadze wystartował, przeleciał przez wszystkie systemy obrony powietrznej Federacji Rosyjskiej i rozbił się niedaleko parku przemysłowego", poinformował Jurij Romanenko na Twitterze.
Aktywista ma "bliskie związki z ukraińskimi służbami", zaznacza niemiecki dziennik. Według niego, ukraiński wywiad wiedział, że rosyjski dyktator zamierza złożyć wówczas wizytę w parku przemysłowym w Rudniewie.
Kremlowskie agencje informacyjne TASS i RIA Novosti informowały później o tym, że pod Moskwą rozbił się bezzałogowiec obcego pochodzenia. Dron był wyposażony w ładunki wybuchowe.
Ekspert ds. Ukrainy Siergiej Sumlenny w rozmowie z niemieckim dziennikiem wskazał, że "precyzyjne uderzenie w centrum rosyjskiego państwa za pomocą drona kamikadze jest działaniem prawie niemożliwym. Ale sam fakt, że taki dron miałby dotrzeć do miejsca, w którym planuje przebywać Putin, jest policzkiem dla rosyjskiego dyktatora".
O komentarz ws. doniesień niemieckiego dziennika poproszono Dmitrija Pieskowa.
"Nie zapoznaliśmy się z tą publikacją. Takich sfabrykowanych informacji jest teraz wiele, więc właściwie nie ma powodu, by to wszystko czytać", rzucił wczoraj wieczorem rzecznik Kremla cytowany przez rosyjską agencję informacyjną RIA Novosti.
Polecamy Poranek Radia
Wiadomości
Najnowsze

Mocne słowa Manasterskiego: Tusk liczy na fiasko rozmów pokojowych

Śliwka: Prezydent Nawrocki zbudował bardzo dobre relacje z prezydentem Trumpem

Rośnie napięcie pomiędzy Waszyngtonem a Brukselą wokół regulacji cyfrowych. KE nakłada wysoką karę na Google
