W piątek Kalifornia certyfikowała wyniki wyborów prezydenckich. Liczba głosów elektorskich, których Biden może być pewien, wzrosła do 279. Wyników wyborczych nie certyfikowały jeszcze Hawaje, Kolorado i New Jersey.
Gdy Hawaje, Kolorado i New Jersey zamkną ten proces, kandydat Partii Demokratycznej będzie mógł liczyć na 306 głosów elektorskich. Jego rywal, ubiegający się o reelekcję Republikanin Donald Trump uzyskał ich 232.
Procedura certyfikowania wyborów na poziomie stanów zazwyczaj nie jest uważnie śledzona i uznawana jest w USA za formalność. W tym roku przyciąga jednak zwiększoną uwagę mediów, gdyż Trump nie uznaje wygranej rywala i uważa, że w głosowaniu dochodziło do masowych fałszerstw.
Po certyfikowaniu wyborów przez wszystkie stany Kolegium Elektorów głosować będzie 14 grudnia. Większość stanów prawnie zobowiązuje swoich elektorów do opowiedzenia się za wygranym kandydatem w głosowaniu powszechnym w danym stanie. W historii USA zdarzały się jednak przypadki "wiarołomstwa elektorów", ale te nigdy nie miały wpływu na ostateczny rezultat. AP pisze, że do tej pory nie ma sygnałów, by któryś z elektorów zobowiązanych do poparcia Bidena, rozważał opcję zagłosować inaczej. Zgodnie z procedurą decyzja Kolegium Elektorów zostanie przyjęta przez Kongres 6 stycznia. Dwa tygodnie później 46. prezydent USA zostanie zaprzysiężony.
W kilku stanach sympatycy Trumpa nie poddają się i deklarują, że będą walczyć do samego końca, by udowodnić swoje racje i nie dopuścić do inauguracji Bidena. W Pensylwanii grupa 75 republikańskich parlamentarzystów do lokalnego parlamentu wezwała w piątek amerykański Kongres, by nie uznawał wygranej Demokraty w tym stanie. Republikański senator z Pensylwanii Pat Toomey zapowiedział jednak, że nie poprze takiego kroku swoich partyjnych kolegów.